Odwiedzając ostatnio giełdę staroci, a konkretniej – Halę
Targowa przy ulicy Grzegórzeckiej w Krakowie znalazłem stare numery Tygodnika Powszechnego. Moją szanowną uwagę zajął jeden szczególny
wstępniak. Jest to tekst Jerzego Turowicza, redaktora TP, pt. Kultura i plan. Wydał mi się na pierwszy
rzut oka na tyle ciekawy, że postawiłem go bezzwłocznie zakupić. Jestem żywo
zainteresowany kwestią szerokorozumianej polityki kulturalnej, postanowiłem
więc doczytać jak dyskusja o kulturze wyglądała w tym przedziwnym kontekście
historycznym ponad 60 lat temu.
Jerzy Turowicz opisuje spór między Żółkiewskim a
Kisielewskim. Adwersarze są zaciętymi
obrońcami zupełnie nieprzystających do siebie poglądów. O ile ten pierwszy
uważa, że państwo jako immanentnie zespolone ze społeczeństwa (narodem) za
zadanie przejęcie w całości odpowiedzialności za kulturę narodową o tyle
Kisielewski, jako znany i uznany liberał, twierdzi, że rozwój i upowszechnianie kultury
przez państwo jest szkodliwe i niesłuszne. We wstępniaku red. Turowicza mamy do
czynienia z przedstawieniem sporu o kulturę w aspekcie politycznym. Dziś raczej
spór ów odnosi się bardziej do ekonomii, kiedy to uczestnicy sporu odbijają się
niczym kuleczka w pinballu między orgią kapitalistycznego egoizmu a
demoralizującą rolą przywilejów. Ale o tym za chwilę.
W tekście Kultura i
plan wobec przedstawionego powyżej sporu Jerzy Turowicz proponuje pewną
syntezę etatyzacji kultury oraz jej skrajnej liberalizacji. Powołuje się przy
tym na personalistyczne podejście od istoty człowieczeństwa i jego pracy oraz
państwa, które możemy streścić w trzech punktach. Po pierwsze, artystyczna
działalność jest wyrazem osobowości
artysty, wyrasta w sposób konieczny z jego wizji artystycznej. Po drugie
zaś artysta nie żyje sam, żyje w
społeczeństwie, jest z tym społeczeństwem silnie związany. Z tych dwóch
prawd wynika, że, i tu uwaga, sztuka
pełni funkcję społeczną, społeczeństwo żąda od artysty, żeby tworzył, bo sztuka
jest mu potrzebna.
Turowicz widzi pewne rozwiązanie tego niebywale trudnego
sporu, w którym biorą udział artyści, urzędnicy i potencjalna lub rzeczywista
widownia, w ustawodawstwie (wspomina o potrzebie uchwalenia ustawy
bibliotekarskiej upowszechniającej czytelnictwo) oraz w upowszechnieniu,
tudzież, jeśli brać pod uwagę ówczesną retorykę, uludowieniu kultury. Turowicz
w tym kontekście jest absolutnie prodemokratyczny i antyelitarny, ponieważ
wierzy, że lud, zarówno jako jako wytwórca jak i odbiorca kultury, będzie brał
za wzorzec najwyższe dokonania sztuki na przestrzeni dziejów, co niestety lub
stety nie sprawdziło się.
Co jak co, ale dla mnie działalność artystyczna nigdy nie
może być inspirowana poprzez odpowiednie dotacje państwowe lub granty z Unii
Europejskiej. Ministerstwo Kultury, jako takie powinno zostać połączone z
Ministerstwem Oświaty i pozostać jego
agendą. Agendą, która będzie instytucją konserwującą, która będzie spełniała
rolę reaktywną, będzie pomagała w podtrzymaniu minionego lub mijającego
dziedzictwa kulturowego w ramach muzeów, wystaw, ochrony zabytków i
upowszechniania własności intelektualnej. Redystrybucja dochodu w ramach
różnych tworów jak Państwowy Instytut Sztuk Filmowych skierowane na produkcję
zupełnie bzdurnych często produkcji, wzmaga mój opór przeciwko jakiemukolwiek
artystycznemu ( a jednocześnie autorytarnemu) planowaniu. Wprowadzanie VAT – u na książki jest po stokroć
głupie, a uleganie wydawcom, którzy boją się e-podręczników – tchórzostwem.
Jerzy Turowicz we własnej osobie. (źródło tygodnik.onet.pl ) |
Oczywiście zgadzam
się, z tym, ze artyści powinni dostawać pieniądze za swoją ciężką pracę. Prawo
powinno chronić artystów w nie mniejszym stopniu niż sami artyści powinni
chronić siebie. Warto tutaj znowu powrócić do redaktora Turowicza i wskazać na
możliwość organizacji samorządu artystów, którzy będą chronić swoich interesów,
którzy nie będę tęsknie spoglądać ku niebu do rządu, a nuż ktoś rzuci
pieniążek, poklepie po pleckach. Czasy, kiedy rządzący byli mecenasami sztuk
już dawno minęły a niektórzy twórcy woleliby aby na powrót zapanowało coś na
kształt autorytaryzmu wspierającego prawdziwą
sztukę.
Uważam, że utworzenie takiego samorządu jest jak
najbardziej możliwe i że jego organizacja może wspierać kulturę. Mimo tego, że
Turowicz ma pewne wątpliwości (porównując organizowanie artystów do pasienia zajęcy ) to jednak mamy do
czynienia z innego rodzajami samorządów, choćby gospodarczych, których
członkowie mimo iż rywalizują między sobą na polu gospodarczym, to są w stanie
w ramach stowarzyszeń i organizacji realizować swoje wspólne interesy. Da się?
Da się.
Trzecim ogniwem w obiegu kultury pozostają odbiorcy, którzy
również nie pozostają bez winy. Nie łudźmy się – większość z nas to
półprodukty, będące wynikiem działalności przymusowej edukacji. I nie łudźmy
się, że programy nauczania w zakresie nauk humanistycznych, których znajomość
jest niezbędna do znajomości kultury, jest wystarczająca, by stymulować rozwój
młodego człowieka, aby zachęcać go do tego, aby się w tym kierunku rozwijał. Tak się nie dzieje. Nie ma woli większości z uczniów, a i nauczyciele, którym się ostatnio tak ochoczo w mediach dowala nie potrafią ukulturalniac młody narybek Polaków.
Muszę niestety zgodzić się z tezą lansowaną przez Pana
Baumana, który stwierdza, że w dzisiejszych czasach kultura, zawężana do
kategorii sztuk pięknych (przy czym przymiotnik „pięknych” jest ze wszechmiar
nietrafny, zdaję sobie z tego sprawę i biję się w związku z tym w pierś),
przestała być koniecznością, lecz fakultatywnym
wyborem. Kultura stała się ozdobnikiem, dodatkiem i raczej nie czerpie ze
szczytowych osiągnięć kultury jako całości, lecz jest mocno uśredniana. Za
czasów Turowicza, jeszcze przed eksplozją kultury masowej, wierzono, że
poezja, opera i inne pełnią jakąś społeczną rolę. Dziś okazuje się, że społeczeństwo
radzi sobie bez tych dziedzin sztuki. A jak sobie radzi? Ta kwestia pozostaje
otwarta.
Sam redaktor Tygodnika Powszechnego jest optymistą, który
uważa, że kulturę przyszłą stworzy
wspólny wysiłek wszystkich ludzi ideowych i twórczych. Wszystkich ludzi którzy
wierząc w pewien świat wartości, będą ten świat wartości w swoim życiu
realizować, tworząc nowy obyczaj, własny i środowiska, w którym żyją.(…) Czymże
bowiem innym jest kultura, jeśli nie obyczajem człowieka, który szukając sensu
swego istnienia na ziemi i swego prawdziwego powołania znajduje ten sens i
życiem swoim daje mu świadectwo?
***
Jerzy Turowicz urodził się 10 grudnia 1912 roku a zmarł 27 stycznia 1999 roku. W tym roku obchodzimy setną rocznicę urodzin tego wielkiego człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz