Strony

piątek, 15 maja 2015

Krojc - 0101


Wygooglowanie wszystkich tytułów gier, które były inspiracją dla każdego z utworów na tej płycie było niebywałą frajdą dla kogoś, kto tak naprawdę nie cieszy się z tej płyty jako jej adresat (ktoś koło trzydziestki, kto wychowywał się w miejskiej klasie średniej i miał dostęp do pierwszych konsol i gier komuterowych), ale dlatego, że to dobra płyta jest.

Mimo, że płyta kieruje nas w stronę synth-popu Krafwerku to jednak prostą imitacją tego zespołu nie jest. Każde zaś porównanie z gigantami z Dusseldorfu jest nie na miejscu. Choćby dlatego, że Kraftwerk tworzył przyszłość za pomocą dźwiękowej materii, antycypował co ciekawsze rzeczy, które w końcu w muzycznej technologii się pojawiły. Krojc natomiast czerpie z przeszłości - a to co postawił w centrum swojej płyty, czyli chiptunowe melodyjki starych gier komputerowych pierwotnie istniało jako dodatek do samej gry. Co więcej ta muzyczka była też wtórna przez swój prymitywizm wobec dobrostanu muzyki w ogóle.

Ta płyta, jak żadna inna w ostatnim czasie, uświadomiła mi jak bardzo muzyka lub kultura w ogóle jest ukontekstowiona. Nie zrozumcie jednak, że odbieram ten krążek w jakiś wydumany, antropologiczny sposób - chyba niezamierzonym efektem tego krążka, który jest  na swój sposób przebojowy są właśnie tego typu refleksje.

Płyta jest dobra przede wszystkim dlatego, ponieważ nie została wydana na dyskietce, chociaż została w nią opakowana (choć kiedyś Pokorski wydał na dyskietce singla, serio). Chiptunowe, 16-bitowe dżingle, melodyjki z gier zostały w kreatywny sposób przetworzone, czasem gdzieś dodany jest zupełnie nieprzetworzony analogowy wokal. Całość to muzyka elektroniczna bez udziwnień, bez niespodziewanych wolt, choć jednocześnie jest to płyta, w którą warto się wsłuchać. Kolejne ścieżki są od siebie wyraźnie odseparowane, nie ma tu żadnych zabaw z pogłosem, chorusem i innymi pierdołami. Dlatego, mimo syntetycznego charakteru dźwięków, sama muzyka jest namacalna, by nie rzec - organiczna.



Numerami, które się wybijają "ponad" jest klimatyczny Spider Fighter - spikselowana klaustrofobia ujęta w połamany rytm. Nieco tęskna Montezuma's Revenge to niedookreślona melancholia - nie wiadomo czy ramię w ramię stoi z nią kosmiczna złość czy wspomnienie czasów, które nie wrócą. Clank to chyba najbardziej kojarzący się z Kraftwerkiem numerem, który jest potencjalnym parkietowym bangierem - numer zachowuje puls mimo prób jego ciągłego targania. Wieńczący album River Ride jest wolnym i dostojnie smutnym numerem, do którego ni to tańczyć, ni to płakać.

Niemniej cała płyta jest równa i co ciekawe, mimo pozornie ludycznego charakteru, można z niej wydobyć szeroką paletę nastrojów.

Krojc - 0101
BDTA
BDTA LXV
18 IV 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz