Strony

piątek, 9 października 2015

MAZZMELANCOLIÉ - s/t

źródło: woundedknife.bandcamp.com

Długo zwlekałem z napisaniem czegokolwiek o tym nagraniu. Przede wszystkim dlatego, że mimo statecznego wieku i sporej ilości rzeczy, które przesłuchałem w życiu ciągle mam kisiel w majtach gdy docierają do mnie wieści o wspólnych projektach super gwiazd, w tym gwiazd niezalu. Z drugiej zaś strony wiem, że dream teamy nie zawsze działają i czasem produkują co najmniej rozczarowanie, a czasem srakę.

Lecz ponownie bez wahania zakupiłem kasetę wydaną przez Wounded Knife i po raz kolejny próbowałem udowadnić sobie, że przecież to MUSI żreć. Próbowałem, próbowałem i nie mogłem się zmusić, bo samo zażarło i niemało zaskoczyło.

Ja doskonale wiem, że MAZZMELANCOLIÉ to przede wszystkim projekt korespondencyjny, a złożenie do kupy wszystkich tych dźwięków to głównie zasługa Roberta Skrzyńskiego. Sprawia to, że Skrzyński gra na materiale pierwsze skrzypce. Czy ze szkodą dla materiału? Niezupełnie, choć oczekiwałbym w tej kolaboracji większego udziału Jerzego Mazzolla.

Skrzyński przez ostatnie poznane przeze mnie wydawnictwa, że wspomnę tylko "Contour Lines" czy "Low Cakes" rzeźbił w mocnym bicie i perkusyjnych właściwościach wokalnych sampli. Mazzoll na dobrze przyjętym "+" w ramach projektu MazzSacre dawał momentami ognia, a na pewno nie pozwalał o sobie zapominać jako wykonawca, wokół którego kręciła się cała muzyczna narracja. Omawiana dziś płyta, mimo potencjalnie siarczystych temperamentów artystów tworzących ten projekt jest spokojna, wręcz ambientowa, może poza finalnym "7", które pozostaje moim ulubionym momentem płyty. Uznaję to z wielki plus, wszak zbyt często w formacjach typu all-stars spotykamy się z próbami dominacji jednych uczestników takich projektów nad drugimi lub przynajmniej z niefortunną ilością nadpobudliwości twórczej, która stwarza zupełnie niestrawny produkt finalny. Tu między klarnetem Mazzolla, a wszystkim innymi innym Skrzyńskiego jest ziemia niczyja, która nie została na siłę zapchana wrażeniami. 

Gdy Mazzoll zadmie to nie jest mi wszystko jedno, niemniej siłą rzeczy wiecej wrażeń wydobywa Skrzyński. Oprócz ambientowych teł, produkuje skrobnięcia, glicze, rozwodnione harsze, tłuczone szkło, śpiewające ptaki, spadające obiekty. Czasem odnoszę wrażenie jakby udział obu artystów w MAZZMELANCOLIÉ to przypadek, bo poza jednią nagrania nie ma tu ani jednego czasu, przestrzeni i nastrojów. Gdyby jeszcze to powodowało rozjechanie się nagrania na dwie nałożone na siebie ścieżki to jeszcze miałoby to jakieś uzasadnienie, ale efekty tego są czasem zdumiewające jak w "4", gdzie klarnetowy, sygnałowy, baśniowy temat konfrontowany jest z walcującym się nawałem ambientowego mroku.

Sami wydawcy chwalą się, że jest to jedno z najbardziej unikalnych nagrań, jakie wydali. Mi nie pozostaje nic innego jak tylko to zdanie potwierdzić.

MAZZMELANCOLIÉ
s/t
Wounded Knife
CUT#25
27 września 2015.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz