Odraza, "Esperalem tkane", źródło arachnophobia.pl |
Moim pierwszym i nieodmiennie pozostającym w aktualności skojarzeniem związanym z jedynym długograjem Odrazy jest debiut Inkwizycji. "Na własne podobieństwo" oprócz liryk, które z jednej strony piętnowały zorganizowaną religię i ich wyznawców oraz była jedną z pierwszych straight-edgowych polskich płyt w ogóle (przypomnijmy, że poprzednie wcielenie Inkwizycji - Ustawa o Młodzieży była przypuszczalnie pierwszą polską kapelą sxe) z drugiej zaś ukazywały podwórkowe patologie w bardzo dosłowny sposób . Ex Pert jako tekściarz wychodzi poza prostackie "fuck the system" na rzecz naturalistycznego komentarza. A jak wiadomo nie ma większego zaangażowania, nawet bezstronnego obserwatora i badacza, niż wybranie sobie tematu rozważań. Być może nieco inaczej jest na "Esperalem tkane", która to płyta jest próbą stworzenia blackmetalowego musicalu gdzie dramaturgii liryków podporządkowana jest warstwa muzyczna. I jestem tu absolutnie, kurwa, poważny.
Nie twierdzę, że Odraza jest najlepszą płytą jaką słyszałem w 2014 roku. Ba, wiele momentów "Esperalem tkane" przede wszystkim nieszczególnie ciekawych zapożyczeń (swing w "Goryczy" czy blues w "Progu" - czyżby tytuł wzięty od Tadeusza Nalepy?) cały czas powoduje we mnie ciągle nieoswajalny cringe. Daleki jednak jestem od ortodoksji, bo cieszę się, że są jeszcze hordy poszukujące gdzieś w okolicach Ved Buens Ende. Przede wszystkim zaś jest to metal skrojony na naprzemienne smaganie melancholią i grozą, przy czym jedno zmiękcza umysły, a drugie umiejętnie je kruszy. Niewiele tu doświadczymy darcia ryja o Lucyperze albo przedchrześcijańskich wojach, a groza dotyczy patologii, która nawet nie tyle zdaje się być faktem społecznym, co wręcz spersonifikowanym żywiołem immanentnie zrośniętym z tkanką życia i to życie żrącym. Metal o Szatanie był już śmieszny w czasach gdy Master's Hammer wydawał "Ritual", a absurdalność archetypicznego black metalowego anturażu czescy klasycy zdają się potwierdzać przy okazji promocji tegorocznej płyty "Formulae".
Odraza z "Esperalem tkane" wpisuje się w znane popkulturze przekonanie eksploatowane do porzygu w bajkach o Scooby Doo i dojrzałym Stephenie Kingu, czy w rozważaniach o banalności zła Hanny Arendt albo nagradzanej "Innej duszy" Orbitowskiego, że największa złowieszczość kryje się nie w tam gdzie "piekło, labirynty, diabły", ale jest dostępne w zasięgu ręki, tuż obok w melinie na Starym Podgórzu, gdzie sprzedaje się wódkę pod figurką matki boskiej, gdzie chłopcy zostają złodziejami, a dziewczynki kurwami. Nie chciałbym wychodzić z afrontem wobec recenzentów, którzy do tej pory zmagali się z Odrazą, ale większość tekstów, które do tej pory powstały o "Esperalem tkane" starało się konstytuować ten projekt jako trzymający się blisko metalowej ortodoksji, jakby w przestrachu, że Odraza może okazać się być tylko sezonowym, hipsterskim gównem. W recenzjach tych usprawiedliwiano rzekomą progresywizm kompozycji, czego ja nie odczułem jakoś szczególnie, tym bardziej, że te długie kompozycje mają w miarę przejrzysty charakter ronda lub suity. Nie sposób nie wspomnieć z jaką plastyczną swobodą, przy jednoczesnym dokurwie potraktowano riff w "Tam, gdzie nas nie spotkamy". Główny temat, w iście eksperymentalnym stylu przetwarzany jest przez duet Stawrogin-Priest, którzy próbują wydobyć jak najwięcej afektów z dosyć ograniczonej melodii. Mówiąc we wstępie o musicalowym zacięciu "Esperalem tkane" miałem na myśli tytułowy utwór, w którym słowa koherentne są z muzyką, tworząc parasłuchowiskową formę. Jednocześnie nie jest to płyta mająca usprawiedliwiać swoją black metalową proweniencję i mam wrażenie, że swoboda twórcza, choć momentami męcząca (pompa z całej płyty schodzi mniej więcej po "Cichej 8") jest najważniejszą rzeczą, której się tu można wysłuchać.
Przy całym ciężarze skojarzeń, wpływów, za których ambicje bycia naprawdę dobrymi i plugawymi należy się nagroda w osobnej kategorii "teksty" - "Wielki Mizogin" to wkurw dorównujący swobodzie w bluzgach sławetnym wersom Smarki Smarkiego o "pieroleniu gówna z chuja, kurwa". I choć na samym początku wyraziłem przekonanie, że debiut Odrazy przypomina debiut Inkwizycji, to jednak Odraza nie posiada w sobie ni krzty dydaktyzmu klasyka polskiego hardcore'u, lecz topi się w dekadentyzmie i upadku, traktując brutalną i bezwzględną muzykę, gdzie zmiany tempa i melodii odbywają się w sposób prymitywny, pozbawiony zgrabnych mostków, jako rzecz pogłębiającą gorycz istnienia. Dla takich płyt warto przedłużać sobie dalej ziemskie katusze ciągłego życia, mimo paru wpadek i aranżacyjnych niedorzeczności.
Odraza
"Esperalem tkane"
Arachnophobia Records
ARA004
9 listopada 2014
CZYTAJ TAKŻE RECENZJE:
ENTROPIA, "Ufonaut"
POGAVRANJEN - "Jedva Čekam Da Nikad Ne Umrem"
Świetny kawałek
OdpowiedzUsuń