Marciny Dymiter, Życie i śmierć Janiny Węgrzynowskiej, źródło: marcindymiter.bandcamp.com |
Gdy mam do czynienia ze ścieżkami dźwiękowymi, które uprzednio stanowiły część większej artystycznej całości wychodzę z przekonania, że wydawca takich nagrań uznał, że nagrania te stanowią unikalne, autoteliczne i autonomiczne dzieło wywołujące doświadczenie niezależnie od poznania źródła tych nagrań. Innymi słowy muzyka filmowa/baletowa/teatralna czy ogólnie otoczenie dźwiękowe będące pierwotnie częścią całości stanowią wartość niezależnie od znajomości swojego zasadzenia w pierwotnym kontekście. Taka jest też moja metodologia słuchania - nie wynika ona bynajmniej z lenistwa i niechęci poznania kontekstów, hipertekstów i odniesień, ale stanowi dobry sposób, który pozwala lepiej jest rozpoznać wartość nagrania, które nie jest wykrzywione przez pryzmat innego dzieła kultury, tym bardziej jeśli jest to dzieło w jakiś sposób do nagrań komplementarne.
Inną zmienną, która może w znaczący sposób wpływać na ocenę dzieła jest wymiar dokumentalny pierwotnego kontekstu nagrania. Tak z pewnością jest w przypadku interdyscyplinarnego projektu Ludomira Franczaka, Życie i śmierć Janiny Węgrzynowskiej, z której pochodzi ścieżka dźwiękowa Dymitera o tym samym tytule. Niestety, ale w tym roku zapoznałem się z dziełami muzyczno-dźwiękowymi, które zasłaniały swoją ogólną nędzę przez odniesienie do wybitnych biografii - z wrodzonej łagodności nie wspomnę jednak, o co mi dokładnie chodzi. Więc i w tym wypadku należałoby odrzucić interpretację muzyki poprzez biografię tytułowej Janiny Węgrzynowskiej. Należałoby gdyby nie jeden szczegół - że o samej Węgrzynowskiej ciągle wiadomo niewiele.
Nie mając dostępu do stojącego na pograniczu dokumentalistyki, teatru, performensu i sztuk audiowizualnych projektu Franczaka postanowiłem jednak zrobić research informacji, które odnosiłyby się zarówno do Życia i śmierci Janiny Węgrzynowskiej, jak i do życia i śmierci Janiny Węgrzynowskiej. I oto okazuje się, że osoba, o której traktuje sztuka i nagrania jest wydobywana powoli z nieistnienia w świadomości i pamięci, choć istnieje w podświadomości przede wszystkim jako dizajnerka i twórczyni sztuki użytkowej, ale przecież nie tylko, bo była również przedstawicielką op-artu. Janina Węgrzynowska, choć przez swój talent, ciężką pracę i wszechstronność powinna być skazana na sukces, która powinna mieć regularne autorskie wystawy lub przynajmniej pośmiertne honory w postaci czarno-białego zdjęcia na stronie startowej ogólnopolskiego portalu nie doczekała się nawet notki na Wikipedii.
Szukając informacji o Janinie Węgrzynowskiej nie sposób nie zauważyć, że najwięcej odnośników z wyszukiwarki o zapomnianej artystce, której ponoć jedyną przewiną było kiepska zdolność gromadzenia kapitału towarzyskiego, dotyczy sztuki Życie i śmierć... . Rodzi to oczywiście podejrzenie, czy aby Franczak nie stworzył postaci wybitnej artystki, o której informacje są rozproszone, a której większość dokonań została zaprzepaszczona w niejasnych okolicznościach. Jednak zdaje się, że w tym przypadku tworzenie osoby i jej przywracanie jest rzeczą tożsamą - zresztą projekt Życie i śmierć... nie jest jedynym projektem przy którym pracowali Franczak i Dymiter, który ma za zadanie przywracać pamięć.
Mowa tu o projekcie Odzyskane bazującym na biogramach niemieckich mieszkańców Słupska/Stolpa czasu końca wojny i powojennej zmiany granic. Podobnie jak przypadku Życia i śmierci... osobno ukazała się kaseta Dymitera ze ścieżką dźwiękową pt. Odzyskane. Nie sposób nie znaleźć w obu materiałach Dymitera podobieństw - jednak wynikają one raczej ze stylu artysty niźli z autoplagiatorskich ciągot. Przedmioty pozostawione przez Węgrzynowską - dokumenty, książki, zdjęcia, płyty, kasety są dla Dymitera partyturami. Wydawca lub/i artysta zdecydowali się nie tytułować poszczególnych utworów na kasecie prezentując zblokowane przez strony kasety dwudziestominutowe molochy. Łatwo jest jednak wyodrębnić poszczególne części, co rozróżnia Życie i śmierć... od Odzyskanego, które w swej ambientalności miało wiele ze spektralizmu. Zważywszy na braki w możliwości prześledzenia biografii artystki, obecnej niemożności w regularnej archiwizacji jej życia i dorobku zarówno słuchaczowi jak i artyście z pomocą przychodzi wyobraźnia. Począwszy od klamry kompozycyjnej jakimi są ciepłe i głębokie porykiwania jelenia na rykowisku, przez naznaczające piętnem estetyzowanej lołfajowej kostropatości trzaski płyty winylowej brzmiącej niekiedy jak trzaskanie ognia, niczym w Concrete PH Xenakisa kaseta Życie i śmierć... stanowi niezależnie od pierwotnego swego zastosowania dzieło dające dobre doświadczenia. Na uwagę zwracają nie tylko field recordingi, ale także zastosowanie słowa żywego, jakim jest głos aktorki recytującej wiersz oraz słowa "martwego", użytkowego znalezionego na taśmach/płytach z lekcjami języków obcych. Dymiter posługuje się detalem, lecz nie boi się repetycji tych detali. Nie boi się gwałtownych zmian w kompozycji, choć jednocześnie utrzymuje nastrój melancholii potęgowanych przez echa, rozmyte faktury i niejasne źródła dźwięków. Oprócz dźwięków znalezionych oraz tych generowanych elektronicznie pozwala wybrzmieć obojowi, który swoim ciepłem dorównuje nawoływaniom jelenia. Z jednej strony więc Dymiter w jakiś sposób na podstawie swojej wiedzy o osobie, o której pamięć jest nie tyle przywracana, co tworzona, pragnie przywołać otoczenie dźwiękowe, w której osoba ta mogła żyć. Z drugiej zaś strony wobec pamięci zaklętej w ograniczonych źródłach dokonuje twórczej rekonstrukcji - estetyzuje w ten sposób braki w biografii, a przez to biografię tworzy.
Jak więc widać moje pierwotne podejście uległo uelastycznieniu, tak samo jako uelastycznienia wrażliwości wymagało przedstawienie życia i śmierci Janiny Węgrzynowskiej. A może nie tylko przedstawieniu, co wyobrażeniu, twórczemu przeobrażeniu. Delikatność z jaką została potraktowana materia dźwiękowa jest tu jednoznaczna z empatią, z jaką podchodzi się do materiału badawczego - wszystkich szpargałów, które zostały po zmarłej w samotności osobie. Bo wychodzi na to, że mimo zapewnień poetów o pomnikach twardszych niż ze spiżu czasem ważniejsze i bardziej żywotne od nas samych są codzienne sprawy po nas zostawione - listy, notatki, książki, płyty, wyciągi z rachunku bankowego, ślady załatwionych i odwleczonych zobowiązań. Największym walorem tej kasety jest to, że zmusza ona nie tylko poszukiwań na łonie wytworów humanistyki, co do namysłu nad praktykami życia z innymi i wobec innych. Dymiter dotyka do Żywego, lecz żywego nie narusza, stawia przed nami osobę, nie wywołuje zaś manekina z niepamięci, kreuje, lecz jednocześnie nie narzuca. Daje możliwości poznania, ale także zachęca do eksploracji.
Marcin Dymiter
Życie i śmierć Janiny Węgrzynowskiej
Szukając informacji o Janinie Węgrzynowskiej nie sposób nie zauważyć, że najwięcej odnośników z wyszukiwarki o zapomnianej artystce, której ponoć jedyną przewiną było kiepska zdolność gromadzenia kapitału towarzyskiego, dotyczy sztuki Życie i śmierć... . Rodzi to oczywiście podejrzenie, czy aby Franczak nie stworzył postaci wybitnej artystki, o której informacje są rozproszone, a której większość dokonań została zaprzepaszczona w niejasnych okolicznościach. Jednak zdaje się, że w tym przypadku tworzenie osoby i jej przywracanie jest rzeczą tożsamą - zresztą projekt Życie i śmierć... nie jest jedynym projektem przy którym pracowali Franczak i Dymiter, który ma za zadanie przywracać pamięć.
Mowa tu o projekcie Odzyskane bazującym na biogramach niemieckich mieszkańców Słupska/Stolpa czasu końca wojny i powojennej zmiany granic. Podobnie jak przypadku Życia i śmierci... osobno ukazała się kaseta Dymitera ze ścieżką dźwiękową pt. Odzyskane. Nie sposób nie znaleźć w obu materiałach Dymitera podobieństw - jednak wynikają one raczej ze stylu artysty niźli z autoplagiatorskich ciągot. Przedmioty pozostawione przez Węgrzynowską - dokumenty, książki, zdjęcia, płyty, kasety są dla Dymitera partyturami. Wydawca lub/i artysta zdecydowali się nie tytułować poszczególnych utworów na kasecie prezentując zblokowane przez strony kasety dwudziestominutowe molochy. Łatwo jest jednak wyodrębnić poszczególne części, co rozróżnia Życie i śmierć... od Odzyskanego, które w swej ambientalności miało wiele ze spektralizmu. Zważywszy na braki w możliwości prześledzenia biografii artystki, obecnej niemożności w regularnej archiwizacji jej życia i dorobku zarówno słuchaczowi jak i artyście z pomocą przychodzi wyobraźnia. Począwszy od klamry kompozycyjnej jakimi są ciepłe i głębokie porykiwania jelenia na rykowisku, przez naznaczające piętnem estetyzowanej lołfajowej kostropatości trzaski płyty winylowej brzmiącej niekiedy jak trzaskanie ognia, niczym w Concrete PH Xenakisa kaseta Życie i śmierć... stanowi niezależnie od pierwotnego swego zastosowania dzieło dające dobre doświadczenia. Na uwagę zwracają nie tylko field recordingi, ale także zastosowanie słowa żywego, jakim jest głos aktorki recytującej wiersz oraz słowa "martwego", użytkowego znalezionego na taśmach/płytach z lekcjami języków obcych. Dymiter posługuje się detalem, lecz nie boi się repetycji tych detali. Nie boi się gwałtownych zmian w kompozycji, choć jednocześnie utrzymuje nastrój melancholii potęgowanych przez echa, rozmyte faktury i niejasne źródła dźwięków. Oprócz dźwięków znalezionych oraz tych generowanych elektronicznie pozwala wybrzmieć obojowi, który swoim ciepłem dorównuje nawoływaniom jelenia. Z jednej strony więc Dymiter w jakiś sposób na podstawie swojej wiedzy o osobie, o której pamięć jest nie tyle przywracana, co tworzona, pragnie przywołać otoczenie dźwiękowe, w której osoba ta mogła żyć. Z drugiej zaś strony wobec pamięci zaklętej w ograniczonych źródłach dokonuje twórczej rekonstrukcji - estetyzuje w ten sposób braki w biografii, a przez to biografię tworzy.
Jak więc widać moje pierwotne podejście uległo uelastycznieniu, tak samo jako uelastycznienia wrażliwości wymagało przedstawienie życia i śmierci Janiny Węgrzynowskiej. A może nie tylko przedstawieniu, co wyobrażeniu, twórczemu przeobrażeniu. Delikatność z jaką została potraktowana materia dźwiękowa jest tu jednoznaczna z empatią, z jaką podchodzi się do materiału badawczego - wszystkich szpargałów, które zostały po zmarłej w samotności osobie. Bo wychodzi na to, że mimo zapewnień poetów o pomnikach twardszych niż ze spiżu czasem ważniejsze i bardziej żywotne od nas samych są codzienne sprawy po nas zostawione - listy, notatki, książki, płyty, wyciągi z rachunku bankowego, ślady załatwionych i odwleczonych zobowiązań. Największym walorem tej kasety jest to, że zmusza ona nie tylko poszukiwań na łonie wytworów humanistyki, co do namysłu nad praktykami życia z innymi i wobec innych. Dymiter dotyka do Żywego, lecz żywego nie narusza, stawia przed nami osobę, nie wywołuje zaś manekina z niepamięci, kreuje, lecz jednocześnie nie narzuca. Daje możliwości poznania, ale także zachęca do eksploracji.
Marcin Dymiter
Życie i śmierć Janiny Węgrzynowskiej
Fundacja Kaisera Söze
13 października 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz