Kto dziś czyta dramaty? A kto nowele? A czy jest ktokolwiek kto jest pasjonatem zarówno jednego jak i drugiego gatunku? Właściwie poza maleńką grupką zapaleńców nikt ( nie wliczając młodzieży szkolnej, której z ”urzędu” wpajana jest miłość do literatury) nie jest w stanie przyswoić sobie krótkich form słowa pisanego. Gwoli ścisłości – wyrażam wobec osób posiadających wyżej wymienioną umiejętność, szacunek i bynajmniej nie wypowiadam się o nich w ironicznym tonie. Być może dlatego, że sam bardzo długo obchodziłem szerokim łukiem nowelistykę polską i takowy dramat.
Do czasu. Udając się na
coweekendowy wypad na giełdę staroci na Bronowicach Małych nie spodziewałem
się, że odnajdę tomy, które w pewien sposób (mówię tu bez krzty przesady)
odmienią moje postrzeganie kultury słowa i znacząco uzupełnią braki z czasów
szkolnych. Gdyby nie zabójczo śmieszna cena 9 złotych, nigdy nie nabyłbym by czterech tomów wydanych
przez legendarny Państwowy Instytut Wydawniczy oraz Wydawnictwo Literackie. Dwa z nich zatytułowane są
„Antologia dramatu” (PIW), dwa zaś to „Polska nowela współczesna”(WL). Książki wydane w
dużym, 25 tysięcznym nakładzie, na cienkim papierze, klejone a nie szyte –
wszystko wskazuje, że owe antologie były książkami „dla ludu” i raczej nie
reprezentują obecnie wielkiej wartości antykwarycznej. Jednak to absolutnie nie
przeszkadza w lekturze. Powiedziałbym nawet, że niewielki format i cienkie
strony sprawiają, że książki są niezwykle poręczne i praktyczne; można ja bezproblemowo
zapakować do małej damskiej torebki bądź kieszeni w dżinsach.
Pozwolę sobie na gorzką
dygresję - zawsze poszukując książek
wzbraniałem się przed zakupem antologii, zbiorów, wyborów utworów różnych
autorów w ramach jednego woluminu. Przyczyn jest wiele, na jedną z nich wskazał
autor przedmowy do „Antologii dramatu” Jerzy Koenig, mówiąc o tym, że każde
opracowanie zawierające utwory różnych autorów, zawsze będzie niekompletne i
niedoskonałe, ponieważ nigdy nie jesteśmy w stanie stwierdzić, które dzieła i
którym autorów są wystarczająco „godne” umieszczenia w
danym zbiorze. Ja do tego dodam pewną sztuczność opracowań, w szczególności
wyborów utworów, a uwzględniając najmocniej wszelkiej maści wybory wierszy. Dobry tomik poezji jest zawsze całością i jest rzeczą bardzo często trudno czytać jeden wiersz w oderwaniu od całości. Po trzecie zaś antologie bywają
„złe”, ponieważ zawierając utwory poszczególnych autorów, w pewien sposób umniejszą
ich indywidualnemu wysiłkowi na rzecz wrzucenia wszystkich do jednego wora
przez wydawcę. (Podobnie jest ze składankami, w odniesieniu do albumów muzycznych,
ale o tym napiszę kiedyś w przyszłości.)
Kończąc te dywagacje na temat
słuszności czy niesłuszności wydawania antologii, stwierdzam z przekonaniem, że
złamanie imperatywu dotyczącego nie kupowania antologii było z pewnością
słusznym występkiem, który wyszedł mi na zdrowie. Wybór jest wyśmienity i chociaż obecnie utwory
zarówno z tomu noweli jak i dramatów to szlagiery polskiej literatury, to
jednak warto sobie je przypomnieć. Nawet jeśli były one kiedyś tam, dawno
obecne w szkolnych podręcznikach, to dziś możemy odkryć ich nową świeżość. „Dwa
teatry” Szaniawskiego, „Tango” Mrożka, „Kartoteka” mistrza Różewicza – jest to
absolutna klasyka, której wstyd nie znać. Nowele Borowskiego, Nałkowskiej,
Iwaszkiewicza i innych – mimo taka bardzo „szkolno” brzmiących nazwisk – to
ciągle dobre utwory, wybitnych autorów, którzy ustanowili pewien wzorzec „poetyki” sztuki polskiej.
Kurcze, ale żeby 9 złotych? Coś niebywałego, nieprawdaż?
Świetne wydawnictwa, rewelacyjni autorzy, mały format. I być może wydanie nie
jest bibliofilskie, but who cares? Świetne książki, które na pewno nie
zaśmiecają półek – ja wracam do nich często.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz