Fragment komiksu Kuby Wojnarowskiego na podstawie słuchowiska "Nietoty". |
Jakaś bardziej szczegółowa recenzja tej sztuki, którą z dniem 21 października usłyszałem w Radio Kraków jest już w zasadzie niepotrzebna, choćby z uwagi na to, że jest ona już dostępna w fizycznej formie na płycie CD wraz z dołączonym doń komiksem. Mnie na taki drogi zakup (65 zł) nie stać, ale jak ktoś ma wystarczająco dużo pięniędzy to zachęcam. "Nietoty" autorstwa Sebastiana Majewskiego to opowieść snująca się w świecie symboli, dla której punktem wyjścia jest egzekucja "Wacusia" Krzeptowskiego i wydanie wyroków śmierci na kolaborantów, którzy realizaowali ideę Goralenvolku. Wśród zabitych zdrajców wisi na haku Vitalis Wieder, który jest figurą uniwersalnego kolaboranta, zbrodniarza, zdrajcy. Wśród postaci pojawiają się również Wolna Elektrona oraz Lenin. Cała sztuka okraszona jest specyficznym poczuciem humoru, który obcy jest mainstreamowemu dyskursowi - bo jakże można choćby przez gorzki humor opowiadać o Kambodży Pol Pota czy stanie wojennym w Polsce?
Wydaje mi się, że sztuka ta spełniła hasło Radia Kraków - "nadajemy do myślenia". Tekst słuchowiska w reżyserii Jana Klat jest niejednoznaczny i daje więcej pytań niż odpowiedzi. Czym jest zdrada i kto jest zdrajcą? Czy oby nie za szybko ferujemy wyroki wobec mniej lub bardziej wydumanych kolaborantów? Czy zawsze jesteśmy uczciwi wobec swojej historii? Czy nie jest tak, że zbyt często wypieramy z pamięci zbiorowej momenty niechlubne i eksponujemy tylko glorie? Aby wydawać sądy i mieć absolutną pewność trzeba najpierw odbyć lekcję pokory. Bo ludzie to nie tylko bohaterowie - częściej grzesznikami.
Sztuka ta dała mi do myślenia lecz jednocześnie jakoś mną nie wstrząsnęła - chyba jestem zanurzony w myśleniu krytycznym i staram się na bieżąco i uczciwie odbrązawiać pomniki historii i nie oceniać nikogo zbyt pochopnie.
Uwaga OFF TOPIC!
Sztuka ta dała mi do myślenia lecz jednocześnie jakoś mną nie wstrząsnęła - chyba jestem zanurzony w myśleniu krytycznym i staram się na bieżąco i uczciwie odbrązawiać pomniki historii i nie oceniać nikogo zbyt pochopnie.
Uwaga OFF TOPIC!
Formuła jaką jest słuchowisko wydaje się być dosyć archaiczną. Już samo tradycyjne radio wydaje się tracić racje bytu. Lecz z drugiej strony pomyślmy - gdyby taka sztuka wymagała wystawienia w teatrze, wówczas jej oddziaływanie na społeczeństwo byłoby mniejsze (teatry nie wszędzie docierają, bilety nie należą do najtańszych). A tak mamy dążenie do ideału wolnego dostępu do kultury, który łączy inkluzywność (wymogiem odbioru słuchowiska jest posiadanie odbiornia radiowego albo dostępu do internetu) oraz doskonały produkt - w tym przypadku są to "Nietoty".
Przygotowanie takiej sztuki, adaptacja tejże do formatu słuchowiska to również osobna praca, którą można wykonać dobrze lub też spartaczyć. Wydaje mi się, że słuchowiska uwrażliwiają nie tylko reżyserów, ale również słuchaczy na fonosferę i tak naprawdę wymagają niebywałego skupienia. Tym bardziej, że ten format wpływa tylko na jeden nasz zmysł, czyli słuch.