1.
Tymon Tymański i Robert Brylewski są urodzonymi zawodowymi
rewolucjonistami. Są na wskroś antysystemowi, zwalczają mainstreamowy Babilon
wszystkimi swoimi siłami. Są jednymi z ostatnich ideowców wśród muzyków. Są
bezwzględnie przekonani do swoich racji, do tego jak powinna wyglądać polska
muzyka. Dali temu wyraz w artykule pt. „Zemsta”, autorstwa Anny Gromnickiej,
który pojawił się 18 czerwca we WPROST.
Po drugiej stronie barykady mamy hipsterskie Screenagers.
Środowisko niebywale wykształconych w swoich fachu krytyków, którzy w
technokratyczny, autorytarny sposób przewartościowali pojęcie „dobrej polskiej
piosenki”. Zaszokowali, zniesmaczyli, rozśmieszyli, zezłościli. Jednak ich
lista dwustu najlepszych polskich piosenek to nie perwersja dla samej
perwersji. Do licha, oni w tę listę wierzą.
Z ulicy Myśliwieckiej 3/5/7 ze stolicy corocznie w okresie
około długo majowym Trójka nadaje Polski Top Wszechczasów, który zresztą jak i
Top „Ogólny” funkcjonował jako niezmienny paradygmat w postrzeganiu polskiej
muzyki rozrywkowej drugiej połowy XX wieku. Wyboru tego, co jest topowe, a co
nie dokonują słuchacze spośród puli wybranych przez redaktorów Trójki utworów.
Wybory niczym neoliberalnej demokracji.
2.
Lenin powiadał: Każdy artysta ma prawo tworzyć swobodnie,
ale my Komuniści, powinniśmy prowadzić go zgodnie z wytycznymi. Przyklaskiwał
temu Sartre, który nie wyobrażał sobie sztuki, która jest wyabstrahowana z
kontekstu społeczno-politycznego, która
jest sztuką samą dla siebie, która jest wyrazem egoizmu twórcy lub folgowaniu
niskich pobudek publiczności.
Polski socjolog i krytyk muzyczny Paweł Beylin, wśród
pozaestetycznych funkcji muzyki wyróżnił funkcje propagandową oraz ludyczną .
Mimo tego, że sam był wielkim purystą, który z nieukrywaną pogardą spoglądał na
rozwój polskiej sceny big bitowej i w ogóle na rozwój anglo-amerykańskiego rock
‘n rolla potwierdzał jednocześnie, że oto w drugiej połowie XX wieku,
muzykowanie stało się prawdziwie demokratyczne, bo oparte na skądinąd
prymitywnych przesłankach zarówno natury technicznej twórców, którzy
rekrutowali się w zasadzie tylko spośród amatorów, jak i na teksty.
Władimir Nabokow każdą próbę „uspołecznienia” tudzież
upolitycznienia sztuki uznawał za przejaw marksizmu. Ze wstrętem odnosił się do
społecznikowskiego naturalizmu literatury. Jego poglądy na temat literatury
można w zgrabny sposób dostosować do dyskusji na temat współczesnej muzyki
rozrywkowej. Tym bardziej, że literatura w rozumieniu Nabokowa jest bardzo
zbliżona do muzyki, która to muzyka jest dziedziną twórczości, która jak
najbardziej abstrahuje od świata naturalnego i jest całkowicie (w odniesieniu
do organizacji dźwięków) nienaturalna. Oczywiście niektóre dzieła sztuk
plastycznych czy literatury bywają abstrakcyjne, surrealistyczne etc., ale w
zasadzie dopiero od niedawna. Literatura z nielicznymi wyjątkami aż do XVIII
wieku służyła opisowi rzeczywistości, zaś malarstwo do XIX wieku było sztuką
figuratywną, odzwierciedlającą rzeczy takimi jakie są.
3.
Obym się mylił, ale wydaje mi się, że Tymon Tymański i Robert
Brylewski przesadzają w ocenie muzyki popularnej. Dokonują niebywałych wręcz
prób ukazania bidy z nędzą z jakimi musiała się borykać polska publiczność oraz
artyści. Psioczą na to, że ludzie w szarej rzeczywistości PRL-u zamiast
nagrywać czy słuchać nowych nowofalowych czarnych krążków, woleli słuchać
Kolorowych Jarmarków i Franka Kimono. Dzisiaj w brutalny werbalnie sposób
rozprawiają się z polskim szoł-bizem. Dla Brylewskiego i Tymańskiego muzyka
musi funkcjonować w jakimś kontekście, a najlepiej, żeby muzyka ta ów kontekst
kontestowała. Temu służy ich wspólny film fabularny Polskie gówno, o tym jak
straszny był przemysł muzyczny za komuny, jaki straszny jest dzisiaj. W
rozumienia Nabokowa i nieco odwróconym znaczeniu słów Lenina, które
przytoczyłem powyżej, są oni komunistami pełną gębą. Powiem więcej – dążą do
totalitarnej dyktatury, która opiera się na dobrym smaku, zrównoważonych
harmoniach, poetyckich tekstach, dobrych instrumentalistach i przesłaniu. A i Sartre,
gdyby żył, by się ucieszył na to i to bardzo.
Screenagersi mieli zapewne dość trójkowego monopolu na
muzyczną prawdę. Nie sądzę jednak aby ich lista była tylko i wyłącznie
Anty-Topem Wszechczasów, bo nie opiera się na złośliwych antynomiach, jak np.
spektakularna rehabilitacja zespołu Papa Dance. Już samo rozszerzenie listy o
sto dodatkowych tytułów wskazuje na to, że jej autorzy chcą wypracować nową jakość
w postrzeganiu muzyki i rozszerzeniu perspektywy, nie tylko ilościowo, ale
przede wszystkim jakościowo. W tym rozumieniu dobra piosenka nie tylko zadaje
pytania, napawa nas wątpliwościami natury politycznej, ma określony społeczny
cel, ale taka która bawi, relaksuje, taka, która spełnia swoją zabawową rolę
przy jednoczesnym zachowaniu przyzwoitego poziomu aranżacyjnego, kompozytorskiego
i dobrego wykonania.
Zaś jeśli chodzi o Trójkową listę, to niestety, ale
perspektywa „Topowa” zawężona jest do utworów rockowych, pomijając np.
dokonania polskiej muzyki w ostatnim dwudziestoleciu prawie zupełnie. Larum
mogą podnosić na moje słowa ci, którzy mówią, że to nie „Trójka Piotrów”
decyduje o finalnym kształcie listy, lecz słuchacze. Odpowiem – oczywiście, lecz
czy wszyscy dziennikarze muzyczni Trójki ustalają tę listę? Czy bez echa
pozostają słowa Wojciecha Manna, który związany z Trójką od Bóg wie jakiego
czasu, uważa coroczne głosowanie na Top za przyjemne kółko wzajemnej adoracji
radiosłuchaczy?
4.
Nie chcę się stawiać w charakterze jakiegoś medium, które
będzie rozstrzygało, które racje, którego stronnictwa są słuszne. Doceniam
zarówno radykalizm twórcy zespołu Kury i lidera Brygady Kryzys, jak i
zaangażowanie Screenagersów w odkrywanie polskiej piosenki na nowo. Nie sposób
przejść obojętnie wokół dosyć konserwatywnego Polskiego Topu Wszechczasów
Trójki, który mimo wszystko jest listą utworów wybitnych. Konsekwencją
polaryzowania się w polskiej rzeczywistości środowisk, które chcą dyskutować o
polskiej muzyce muszą być wymierne korzyści. Ja się cieszę, że ktoś prowadzi
zażarte boje, bo w zasadzie wszystkie wymienione stronnictwa wydają się być
bardziej kompetentne w zakresie muzyki, niż politycy w zakresie polityki.
A jaka jest różnica
tych wyżej wspomnianych specjalistów od muzyki od polityków? Chyba na to
pytanie próbował odpowiedzieć już Jerzy Turowicz w swoim tekście z 1947 roku
pt. Kultura i plan. Stwierdza w nim, iż każdy świadomy artysta, niezależnie
od tego czy funkcjonuje w systemie zetatyzowanej lub zliberalizowanej kultury,
jest odpowiedzialny w ramach swojej działalności wobec swojej publiczności,
wobec, jak to określa swoich „klientów”. Nie wiem czy politycy, choć posiadają
mandat do bycia sumieniem społeczeństwa podobno dosyć znaczący, są świadomymi artystami
swojej profesji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz