środa, 11 lipca 2012

Kultura i plan


Odwiedzając ostatnio giełdę staroci, a konkretniej – Halę Targowa przy ulicy Grzegórzeckiej w Krakowie znalazłem stare numery Tygodnika Powszechnego.  Moją szanowną uwagę zajął jeden szczególny wstępniak. Jest to tekst Jerzego Turowicza, redaktora TP, pt. Kultura i plan. Wydał mi się na pierwszy rzut oka na tyle ciekawy, że postawiłem go bezzwłocznie zakupić. Jestem żywo zainteresowany kwestią szerokorozumianej polityki kulturalnej, postanowiłem więc doczytać jak dyskusja o kulturze wyglądała w tym przedziwnym kontekście historycznym ponad 60 lat temu.

Jerzy Turowicz opisuje spór między Żółkiewskim a Kisielewskim. Adwersarze są zaciętymi obrońcami zupełnie nieprzystających do siebie poglądów. O ile ten pierwszy uważa, że państwo jako immanentnie zespolone ze społeczeństwa (narodem) za zadanie przejęcie w całości odpowiedzialności za kulturę narodową o tyle Kisielewski, jako znany i uznany liberał, twierdzi, że rozwój i upowszechnianie kultury przez państwo jest szkodliwe i niesłuszne. We wstępniaku red. Turowicza mamy do czynienia z przedstawieniem sporu o kulturę w aspekcie politycznym. Dziś raczej spór ów odnosi się bardziej do ekonomii, kiedy to uczestnicy sporu odbijają się niczym kuleczka w pinballu między orgią kapitalistycznego egoizmu a demoralizującą rolą przywilejów. Ale o tym za chwilę.

W tekście Kultura i plan wobec przedstawionego powyżej sporu Jerzy Turowicz proponuje pewną syntezę etatyzacji kultury oraz jej skrajnej liberalizacji. Powołuje się przy tym na personalistyczne podejście od istoty człowieczeństwa i jego pracy oraz państwa, które możemy streścić w trzech punktach. Po pierwsze, artystyczna działalność jest wyrazem osobowości artysty, wyrasta w sposób konieczny z jego wizji artystycznej. Po drugie zaś artysta nie żyje sam, żyje w społeczeństwie, jest z tym społeczeństwem silnie związany. Z tych dwóch prawd wynika, że, i tu uwaga, sztuka pełni funkcję społeczną, społeczeństwo żąda od artysty, żeby tworzył, bo sztuka jest mu potrzebna.

Turowicz widzi pewne rozwiązanie tego niebywale trudnego sporu, w którym biorą udział artyści, urzędnicy i potencjalna lub rzeczywista widownia, w ustawodawstwie (wspomina o potrzebie uchwalenia ustawy bibliotekarskiej upowszechniającej czytelnictwo) oraz w upowszechnieniu, tudzież, jeśli brać pod uwagę ówczesną retorykę, uludowieniu kultury. Turowicz w tym kontekście jest absolutnie prodemokratyczny i antyelitarny, ponieważ wierzy, że lud, zarówno jako jako wytwórca jak i odbiorca kultury, będzie brał za wzorzec najwyższe dokonania sztuki na przestrzeni dziejów, co niestety lub stety nie sprawdziło się.

Co jak co, ale dla mnie działalność artystyczna nigdy nie może być inspirowana poprzez odpowiednie dotacje państwowe lub granty z Unii Europejskiej. Ministerstwo Kultury, jako takie powinno zostać połączone z Ministerstwem Oświaty  i pozostać jego agendą. Agendą, która będzie instytucją konserwującą, która będzie spełniała rolę reaktywną, będzie pomagała w podtrzymaniu minionego lub mijającego dziedzictwa kulturowego w ramach muzeów, wystaw, ochrony zabytków i upowszechniania własności intelektualnej. Redystrybucja dochodu w ramach różnych tworów jak Państwowy Instytut Sztuk Filmowych skierowane na produkcję zupełnie bzdurnych często produkcji, wzmaga mój opór przeciwko jakiemukolwiek artystycznemu ( a jednocześnie autorytarnemu) planowaniu. Wprowadzanie VAT – u na książki jest po stokroć głupie, a uleganie wydawcom, którzy boją się e-podręczników – tchórzostwem.

Jerzy Turowicz we własnej osobie. (źródło
tygodnik.onet.pl )
Artyści, którzy chcą realizować swoją osobowość poprzez sztukę powinni się wyzbyć niekiedy bardzo roszczeniowej retoryki „bonamsięnależybojesteśmyartystami”. Biorąc pod uwagę perspektywę personalistyczną nietrudno skrytykować taką postawę. Artysta, jak i każdy inny człowiek wykonujący inną pracę, jest komplementarny wobec społeczeństwa i wykonuje pewne zamówienie publiczne. Tym bardziej jeśli wykonuje swoją działalność za publiczne pieniądze. I w tym momencie warto też poruszyć drażliwą kwestię przejście praw autorskich do domeny publicznej. Moim zdaniem okres ochronny 70 lat po śmierci artysty jest absolutnie zbyt długi. Powinien on wynosić nie więcej niż 10 lat.

Oczywiście zgadzam się, z tym, ze artyści powinni dostawać pieniądze za swoją ciężką pracę. Prawo powinno chronić artystów w nie mniejszym stopniu niż sami artyści powinni chronić siebie. Warto tutaj znowu powrócić do redaktora Turowicza i wskazać na możliwość organizacji samorządu artystów, którzy będą chronić swoich interesów, którzy nie będę tęsknie spoglądać ku niebu do rządu, a nuż ktoś rzuci pieniążek, poklepie po pleckach. Czasy, kiedy rządzący byli mecenasami sztuk już dawno minęły a niektórzy twórcy woleliby aby na powrót zapanowało coś na kształt autorytaryzmu wspierającego prawdziwą sztukę.


Uważam, że utworzenie takiego samorządu jest jak najbardziej możliwe i że jego organizacja może wspierać kulturę. Mimo tego, że Turowicz ma pewne wątpliwości (porównując organizowanie artystów do pasienia zajęcy ) to jednak mamy do czynienia z innego rodzajami samorządów, choćby gospodarczych, których członkowie mimo iż rywalizują między sobą na polu gospodarczym, to są w stanie w ramach stowarzyszeń i organizacji realizować swoje wspólne interesy. Da się? Da się.

Trzecim ogniwem w obiegu kultury pozostają odbiorcy, którzy również nie pozostają bez winy. Nie łudźmy się – większość z nas to półprodukty, będące wynikiem działalności przymusowej edukacji. I nie łudźmy się, że programy nauczania w zakresie nauk humanistycznych, których znajomość jest niezbędna do znajomości kultury, jest wystarczająca, by stymulować rozwój młodego człowieka, aby zachęcać go do tego, aby się w tym kierunku rozwijał. Tak się nie dzieje. Nie ma woli większości z uczniów, a i nauczyciele, którym się ostatnio tak ochoczo w mediach dowala nie potrafią ukulturalniac młody narybek Polaków.

Muszę niestety zgodzić się z tezą lansowaną przez Pana Baumana, który stwierdza, że w dzisiejszych czasach kultura, zawężana do kategorii sztuk pięknych (przy czym przymiotnik „pięknych” jest ze wszechmiar nietrafny, zdaję sobie z tego sprawę i biję się w związku z tym w pierś), przestała być koniecznością, lecz  fakultatywnym wyborem. Kultura stała się ozdobnikiem, dodatkiem i raczej nie czerpie ze szczytowych osiągnięć kultury jako całości, lecz jest mocno uśredniana. Za czasów Turowicza, jeszcze przed eksplozją kultury masowej, wierzono, że poezja, opera i inne pełnią jakąś społeczną rolę. Dziś okazuje się, że społeczeństwo radzi sobie bez tych dziedzin sztuki. A jak sobie radzi? Ta kwestia pozostaje otwarta.

Sam redaktor Tygodnika Powszechnego jest optymistą, który uważa, że kulturę przyszłą stworzy wspólny wysiłek wszystkich ludzi ideowych i twórczych. Wszystkich ludzi którzy wierząc w pewien świat wartości, będą ten świat wartości w swoim życiu realizować, tworząc nowy obyczaj, własny i środowiska, w którym żyją.(…) Czymże bowiem innym jest kultura, jeśli nie obyczajem człowieka, który szukając sensu swego istnienia na ziemi i swego prawdziwego powołania znajduje ten sens i życiem swoim daje mu świadectwo?


***

Jerzy Turowicz urodził się 10 grudnia 1912 roku a zmarł 27 stycznia 1999 roku. W tym roku obchodzimy setną rocznicę urodzin tego wielkiego człowieka. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz