piątek, 13 lipca 2012

Folk to nie obciach


Tegoroczne Fryderyki zostały zdominowane przez Anię Rusowicz oraz zespół Zakopower. Wybór laureatów jest nieprzypadkowy, a to z uwagi na coraz częstsze sięganie przez młodych twórców do soc-popu, jak w przypadku Rusowicz, która czerpie pełnymi garściami z gwiazd pokroju Miry Kubasińskiej lub jak w przypadku formacji Zakopower, która akcentuje silne związki z muzyką ludową. Powrót wielkim szturmem vintagowych klimatów jest oczywistością, podczas gdy często zapomina się o folku, który zdobywa sobie coraz szersze uznanie.

Folk na światowych scenach

Andrzej Dziubek, zespół De Press.
Muzyka ludowa południowej Polski, która uparcie, wbrew logice współczesności, nie chce się stać faktem li etnograficznym, a staje się wielką inspiracją dla popularnych zespołów. Począwszy od grup o proweniencji disco-folkowej, jak Gronicki, poprzez artystycznie niewiele lepszy pop-folk (Baciary)do reggae (Trebunie Tutki i Twinkle Brothers) czy muzyki elektronicznej ( np. Future Folk ). Warto odnotować tutaj, że – zupełnie inaczej niż w przeszłości –  muzyka góralska jest przekształcana  przez ludzi głęboko zakorzenionych w tej kulturze muzycznej, nie przez artystów "z zewnątrz".

Kiedy właściwie muzyka ludowa weszła do mainstreamu? Twórcą, który po raz pierwszy odkrył polską ludowość dla świata, był bez wątpienia Fryderyk Chopin. Może powinniśmy również sięgnąć do twórczości wybitnych polskich kompozytorów –  Moniuszki i Szymanowskiego, których opery „Halka” i „Harnasie” uchodzą za arcydzieła polskiej muzyki.  A może, w odniesieniu do powojennej historii polskiej muzyki, powinniśmy się cofnąć do czasów świetności zespołów "Śląsk" i "Mazowsze". Uchodzą one powszechnie za zespoły ludowe, lecz czyżby? Można mieć co do tego spore wątpliwości. Folklor, prezentowany przez te niewątpliwie wybitne i ważne dla kultury polskiej zespoły, jest ludowością w wydaniu artystycznie opracowanym, recypowanym do warunków estradowych. Członkowie zespołów – instrumentaliści, wokaliści, tancerze – są etatowymi instrumentalistami, wokalistami, tancerzami; często , choć nie zawsze,  niemającymi wiele wspólnego z autentycznym folklorem. Są to świetnie wykształceni w swoim fachu artyści, którzy zawodowo służą kulturze narodowej.

Oczywiście nie należy odmawiać szacunku, na jaki zasługują te zespoły, ponieważ przyczyniły się one do propagowania i odkrywania polskiej ludowości dla masowego odbiorcy, także tego zagranicznego. Jednak prawdziwy folklor muzyczny kształtuje się, i jest nadal kultywowany, wśród lokalnych, wiejskich społeczności, które nie pozwalają na to, aby folklor stał się martwy.

Folk a…

Pierwszym polskim zespołem popowym, który bardzo dosłownie czerpał z muzyki ludowej, byli Skaldowie sformowani  w 1965 roku. Była to bardzo zgrabna zagrywka stylistyczna tej grupy, a to z dwóch przyczyn. Po pierwsze, ówczesna władza chętniej skłaniała się do folku niż do hałaśliwego i wywrotowego bigbitu, po drugie, zespół stał się niezwykle charakterystyczny i uznany i to nie tylko w Polsce Ludowej, ale również zagranicą. Pod pojęciem „zagranica” mam na myśli przede wszystkim Związek Radziecki, gdzie formacja stała się niezwykle popularna.

Zbigniew Namysłowski, jeden z najwybitniejszych polskich jazzmanów, również docenił góralszczyznę opartą na unikatowej skali i poetyce. Charakterystyczny styl zapewnił sobie Namysłowski tym, że do jazzu adaptował muzykę ludową począwszy od polskich kujawiaków, przez muzykę Bałkan, na indyjskich klimatach skończywszy. Na albumie z 1975 roku o znamiennym tytule Kujaviak Goes Funky zawarł oparty o góralską melodię utwór Zabłąkana Owieczka. Biorąc udział w Jazz Jambore w 1994, wystąpił z kapelą góralską na czele z Janem Karpielem-Bułecką, a następnie nagrał album pod tytułem Zbigniew Namysłowski & Zakopane Highlanders.


Trudno też przejść obojętnie koło twórczości zespołów rockowych, choć ich udział w folkowym trendzie jest niestety nieznaczny. Warto odnotować tutaj np. żart muzyczny w wykonaniu legendarnej grupy TSA, która zamieściła na swoim longplayu z 1984 roku pt. Heavy Metal World utwór pod tytułem TSA pod Tatrami. Znacznie później zaś, bo już po komunizmie, Paweł Kukiz wraz z Piersiami nagrał brawurową melodię góralską z oryginalnymi słowami i takimż tytułem Wiecno.

Folk folkowi nierówny

Długi weekend majowy, Krupówki. Z wnętrz wielu quasi-regionalnych knajp dobiegają dźwięki zespołów oraz piękne śpiewy. Dla wielu laików zasłyszane melodie to zaiste muzyka góralska, jednak nic bardziej mylnego. Prawdziwej muzyki góralskiej na próżno szukać w tego typu lokalach, raczej dominuje muzyka węgierska, słowacka czy romska. "Prawdziwa" muzyka góralska jest, w porównaniu z wyżej wymienionymi, zbyt surowa dla mniej wymagającego klienta restauracji. „Prawdziwej” muzyki góralskiej można posłuchać w zupełnie innych miejscach.

Próba zespołu góralskiego "Zbójnicek" z Zębu. To tutaj tańczą, śpiewają i grają jedni z najlepszych na Podhalu. Dwa lata temu zespół wygrał pierwsze miejsce na Międzynarodowym Festiwalu Ziem Górskich w kategorii folklor autentyczny. Skład muzyki jest naprawdę wyśmienity, a jego członkowie – szeroko uznani. Zresztą, o ironio, założycielem zespołu był wybitny skrzypek, Jan Stoch Gronkowion, który był niegdyś członkiem zespołu Śląsk.

Współcześnie mamy do czynienia z wysypem młodych zespołów podhalańskich o charakterze rozrywkowym tudzież dyskotekowym. Ich „ludowość” przeznaczona jest dla mało wymagających słuchaczy, najczęściej zakorzenionych w tradycji, do której ta muzyka się ponoć odnosi. Największymi podmiotami, które promują disco-folk, są mała wytwórnia Tercet oraz zakopiańskie radio Alex. W tym drugim, oprócz nielicznych, tradycyjnych archiwalnych nagrań „prawdziwej” muzyki ludowej, znajdziemy również całe mnóstwo utworów o wątpliwej wartości artystycznej. Co najciekawsze, muzykanci tudzież muzycy grający w karczmach węgierskie czardasze współtworzą również składy grające tradycyjną muzykę, a następnie w weekendy dorabiają, grając przystosowane lub stylizowane „na ludowo” piosenki na weselach. I nie ma się co te osoby obrażać – Sebastian Karpiel-Bułecka z Zakopoweru również zaczynał swą karierę, grając w różnych lokalach gastronomicznych.

W III Rzeczpospolitej grupą, która upowszechniła polską muzykę ludową w ramach muzyki popularnej, byli wspomniani wyżej Trebunie-Tutki. Ta muzykująca od pokoleń grupa z Białego Dunajca paradoksalnie zawdzięczała swój komercyjny i artystyczny sukces ścisłemu podporządkowaniu się tradycji. Zespół dokonał przełomu w polskiej muzyce rozrywkowej, pokazując, że możliwy jest  mądry synkretyzm pozornie odmiennych form. Od techno, przez jazz po reggae – i to w sposób naprawdę intrygujący, a przede wszystkim twórczy. Zespół Trebunie-Tutki doczekał się licznych wyróżnień europejskich dla zespołów grających world music. Stanowi jakość samą w sobie i jest ewenementem na polskiej oraz na światowej scenie muzycznej. Mimo wielu nominacji do Fryderyków, zespół nie zdobył jeszcze statuetki; swoją drogą nagroda ta w wielu środowiskach muzycznych uważana za niepotrzebną i niedorzeczną.  


Góral z Orawy, Andrzej Dziubek, znany też jako Andrej Nebb, niezwykle silnie wpłynął na scenę punkową i nowofalową w Norwegii. Debiut założonego przez niego zespołu De Press pt. Block to Block z 1981 roku, jest uznawany za jeden z krążków najważniejszych w historii norweskiej muzyki rockowej. To właśnie na tej płycie znalazł się największy hit De Press – stylizowany na ludowo Bo jo cie kochom. Dziubek już od pacholęcia tańczył i śpiewał w zespole Małe Podhale, co –  jak widzimy –  miało doniosły wpływ na jego dalszą muzyczną karierę.

Ostatnio głośno stało się o zespole Jarzębina, a to za sprawą swojego utworu Koko koko euro spoko. Utwór skądinąd kiczowaty stał się obiektem nienawistnej krytyki mediów i internautów. Owszem, jest to pastisz muzyki ludowej, jednak branie tak na serio tej sprawy, staje się powoli niedorzeczne, choćby z uwagi na to, że jest to muzyczny żart. Artystki z zespołu Jarzębina nie poruszają się wcale w ramach disco-folku, wręcz przeciwnie – w ich repertuarze znajdziemy piękne starodawne ludowe pieśni, śpiewane śpiewem białym.

Wobec przekształceń muzyki ludowej znajdziemy wielu muzycznych purystów, którzy nigdy nie zgodzą się na mieszanie form tradycyjnych z popularnymi, tradycji lokalnej z kulturą masową. Z drugiej zaś strony, kultura chłopska, której częścią jest muzyka ludowa, stanowi korzenie większości autochtonicznych Polaków. Zamiast psioczyć na rosnącą popularność zespołów, które otwarcie przyznają się do swych ludowych inspiracji, powinniśmy pilnie śledzić te trendy. Na światowych scenach pojawiły się uznane zespoły, które inspirowały się rodzimym folklorem np. bardzo znany zespół rockowy System of A Down, którego twórcy przyznają się do silnych związków z armeńską ludowością. Już chyba nie muszę wspominać, że w zasadzie cała współczesna muzyka rozrywkowa, od grindcoru po dubstep, jest pochodną amerykańskiego folku.

Nieodparcie odnoszę wrażenie, że Polacy wstydzą się swojej muzyki folkowej, a w ogólności – kultury ludowej. Jesteśmy skłonni doceniać tradycyjne muzykowanie z różnych stron świata, podczas gdy u nas, na naszym rodzimym podwórku, dzieją się w tej materii bardzo ciekawe rzeczy. Bardzo bogata kultura ludowa, ta w formie bardzo ortodoksyjnie wykonywanej i ta w formach stylizowanych, jest bardzo trudna do oddania w tak, wbrew pozorom, lapidarnym artykule. Niewątpliwie jednak kierunek, który obrały sobie grupy o przeróżnej stylistyce, tworzy na polskiej scenie muzycznej nową jakość.
O sprawach okołoludowych piszę również tutaj:

  1. http://kulturastaroci.blogspot.com/2012/10/podhale-number-one.html
  2. http://kulturastaroci.blogspot.com/2012/04/pod-wierchami-tatr.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz