Strony

niedziela, 12 listopada 2017

WODA


Wspominałem już kilkukrotnie na blogu o nowym projekcie wydawniczym Adama Witkowskiego o nazwie thisisnotarecord. Label skupia ten się przede wszystkim na self-publishingu, więc zważywszy na żywotne i zróżnicowane pasje muzyczne Adama, nietrudno będzie o wypełnianie kolejnych pozycji w katalogu nowymi nagraniami - ja osobiście czekam na kolejnego longa ukochanego Andrzeja Baphometa. Jestem spokojny o względne zróżnicowanie tych wydawnictw - wynika to z Adamowej genetycznej niemożności wpasowania się ze swoimi muzycznymi zainteresowaniami w gatunkowe i stylistyczne idiomy. Otwierająca thisisnotarecord płyta duetu WODA zdecydowanie potwierdza.

WODA to Adam Witkowski oraz Krzysztof Topolski, który podobnie jak ex-gitarzysta Samorządowców może pochwalić się nieustającą aktywnością i sporą dyskografią zróżnicowanej muzyki. Pierwsza rzecz, na którą zwraca się uwagę przeglądając samą piękną okładkę wraz z jej standardowymi creditsami, jest to, że Adam Witkowski widnienie w jednym wierszu nie tylko, jak ten, który obsługuje instrumenty, ale także odpowiada za projekt wydania CD. Zatem, i to niezupełnie słowem dygresji, wraz z thisisnotarecord pojawia się nadzieja na label nie tylko ciekawy muzycznie, lecz także wizualnie. Koherentność dźwięku, słowa i cover artu jest doświadczana na tym albumie, prezentując całość, choć prawdziwie improwizowaną to jednocześnie bardzo zdyscyplinowaną.

Minorowe, w sensie odczuć i emocji, odcienie towarzyszą płycie począwszy od otwierającego całość zgrzytającego lód brzeszczotem dźwięku, który okazuje się być samodzielnie skonstruowaną aplifikowaną rababą, która zresztą była głównym instrumentem na płytach Witkowskiego Ra Ba Ba Ba oraz X/XI.2016. Już samo intro w postaci Za To Ka wskazuje na rzadką, a konieczną cechą muzyk improwizowanych jaką jest powściągliwość jeśli chodzi o długość nagrań. Hałaśliwa natura instrumentu naturalnie daje wielkie możliwości robienia przykrych uchu rzeczy, lecz wulgarny potencjał rababy jest wygaszany w surowym dronie. Wystarczyło jednak te 1,5 minuty, rwany krzyk strun męczonych przez wduszanie w nie włókien smyczka by dokonać najlepszego interludium do post-industrialnego rozkładu jaki jest ten album, pełnego zimnych soundscape'ów, jakie może zapewnić zarówno niskiej jakości field recording, jak generator białego szumu.

Ciernisko napędzane jest drivem perkusyjnej figury, który wybrzmiewa w pierwszym planie, lecz przekształca się w czasie. Monotonia Arszynowego dudnienia ukrywa skazy, rwanego oderwanymi od instrumentów nagich dźwięków, zniekształconych zatroskaną dalą. Moim pierwszym skojarzeniem Cierniska są wczesne nagrania Sonic Youth, gdzie za mocną sekcją rytmiczną dochodziło do boleśnie wytracających wapń z kości ekscesów - kościec stawał się wtedy miękki, a ciało bardziej narażone na kolejne kanonady tajonego mistrzostwa i wyuczonego intuicjonizmu. Zresztą wystarczy posłuchać Hydrozabawki - by tak dekonstruować umiejętność poprawnego grania na instrumentach należy najpierw te instrumenty dobrze poznać. Dialogowanie instrumentalistów w Hydrozabawce cechuje twórcze napięcie, zlewanie i rozlewanie się osobowości, nieustanne tremola, parafrazowanie dystynkcji surf rocka (w końcu surfować można niemal wyłącznie na wodzie) i powinowatego z nim black metalu. Topolski i Witkowski napierają na siebie i rozprężają się względem siebie, klastry dźwięków zaś kryją się poza momentami względnego wytchnienia.

Warto docenić strukturę tego albumu, gdzie muzyczne improwizacje przetykane są akuzmatycznymi miniaturami. Wspomniane powyżej Ciernisko i Hydrozabawka są w jednej kategorii, Za To Ka, U mm ORR oraz Oblężenie Sopotu zaś w tej drugiej. Operują one plamami, niemniej zbyt nerwowymi by uznać je za swego rodzaju ambient, prędzej  to organoleptyczny spektralizm, zbiory surowych i niechętnych dźwięków, mających krótki sustain, które muszą wybrzmiewać swoją szorstkością, nieregularnością, a odpychają  niczym zniekształcony ciągiem niefortunnych doświadczeń stary człowiek. Konsensualny wobec tej klasyfikacji jest finalny Plug in the water - jak na tyle pomysłów nieszczególnie długi numer, gdzie wzmagające nawały urywają się w pół kontrapunktowane przez szumowe lo-fi bądź bardzo skromnie stosowane syntezatory. To także rzecz dominująca we współczesnym nojzie - hi-endowe brzmienia współwystępują wraz z dźwiękowymi niedoskonałościami. Podobny zabieg został także zastosowany w tym roku na Alarmie Kurwsów, z porażającym zresztą skutkiem.

Niezwykle doceniam figuratywność muzyki Wody - zdolność podtrzymywania świata wytworzonego, który bliski jest doświadczeniu pozamuzycznej codzienności. Medianą debiutu Wody nieprzystępność i gruboskórność skrywająca niewypowiedziane bóle.

CZYTAJ TAKŻE:
wywiad PŁYTA O PODŚWIADOMOŚCI I ZAKAMARKACH PAMIĘCI - wywiad z Adamem Witkowskim
recenzja Nagrobki, Stan Prac 
recenzja Nagrobki, Granit 
recenzja Wolność, s/t 
recenzja Michał Miegoń, Adam Witkowski , How not to play guitars and other instruments


1 komentarz: