źródło: wolnosc.bandcamp.com/album/wolno |
- Gramy? - pyta jeden z członków grupy Wolność pozostałych muzyków w otwierającym płytę "Kołowrocie". Pytanie to pozostało jednak bez odpowiedzi.
Rdzeniem grupy Wolność są Adam Witkowski (Gówno, Nagrobki, Andrzej Baphomet, Samorządowcy, Langfurtka itd), Krzysztof Topolski (znany przede wszystkim jako Arszyn) oraz Wojciech Juchniewicz (Trupa Trupa). Na debiutanckiej płycie wydanej nakładem gdańskiej oficyny Kilogram Records usłyszymy także trębaczy Olgierda Dokalskiego oraz Michała Bunio Skroka. Przyglądając się nazwiskom nie sposób odnieść wrażenia, że jest to swoiste all stars. W takich przypadkach czujność, jak zwykle zresztą, zawodzi mnie, więc na wieść o debiucie Wolności trochę porzuciłem rozum na rzecz niczym nieuzasadnionej histerii pomieszanej z radością.
Wszak słuchacze mieli prawo oczekiwać po debiucie Wolności sporo, nie tylko po personaliach, ale także po bardzo udanym nagraniu wydanym dla B.D.T.A. w ramach splitu z Langfurtką, która na zasadzie luźnej analogii została przeze mnie skojarzona z duetem Masayuki Takayanagi/Kaoru Abe albo John Zorn/Thurstone Moore. Pomysł, aby klasycznie rockowe trio robiło impro/jazz/yass jest przecież bardzo dobry. W przypadku składu osobowego tworzącego tę grupę nawet bardzo dobry, bo chociaż gitarzystów w grupach o jazzowych afiliacjach się wystrzegam, to jednak Adama Witkowskiego szanuję. Tak samo jak grającego w Wolności na bębnach Topolskiego, którego dokonania jako Arszyna, bardzo sobie cenię.
Nad wodą jasną i czystą zamknąłem oczy i poczułem spojrzenia każdego z dźwięków, tak ostre i tak cięte jak mogą być tylko krawędzie ostryg. Otwierający płytę "Kołowrót" zaczyna się, jak to zazwyczaj bywa, od chaotycznego wyłaniania się instrumentów z ciemności, na tle czego wyróżnia się obłędnie kulawe basowe glissando i doprawione muśnięciami, o ile się mylę, gitarowego syntezatora oraz sprzężeń. Jeśli zaś chodzi o strukturę większości numerów przypomina ona pierwszy numer debiutu Pick Up Formation, który podporządkowany był basowemu pochodowi realizując swoistą zasadę free funk punku albo yassu, jak kto woli. Posłuchajcie zresztą "Zabijając mistrzów", które jak żywo przypomina "Ultranew" Pick Upu. I tak naprawdę ten pomysł, aby wokół basowej monotonii budować całą narrację jest dominujący, a dominuje na tyle, że czasami miałem wrażenie (oprócz "Kołowrota" oczywiście), że basistę spokojnie mógłby zastąpić sampler. Ja wiem, że chodzi o utrzymanie groove'u i do czasu tak jest faktycznie, ale od pewnego momentu przychodzi zwyczajna obojętność. Nawet nadzieje związane z udziałem Adama Witkowskiego rozwiewają się w trakcie odsłuchu, bo ilość środków jakimi Witkowski nas raczy, kończy się dość gwałtownie i tak naprawdę od początku tej płyty zareagowałem bardziej żywiołowo dopiero przy psychodelicznym wstępie do "Narcyzi posrebrzają szkło", który wraz perkusyjną kurniawą Topolskiego pozostaje moim ulubionym utworem na całej płycie.
Momentami glorii, które iluminują z Wolności to udział Dokalskiego i Bunia - wynika ta prawdopodobnie z dwugłosu jaki podejmują tu trębacze z gitarą Witkowskiego. Wówczas atmosfera staje się gęsta, a przestrzeń tkana jest ze szturmujących słuchacza niespodzianek. I w tych momentach uświadamiam sobie, że dosyć konserwatywne podejście do potencjalnych pożytków, jakie może nieść użycie gitary, basu i perkusji wcale nie ubogaca ogólnego i finalnego odbioru albumu.
Debiut Wolności to płyta nad wyraz poprawna, lecz przede wszystkim biorąc pod uwagę skład osobowy i doświadczenie członków grupy jest to rzecz nieco zbyt przewidywalna. Krążka słucha się nieźle, muzyka płynie swoim tempem, lecz tytułowa Wolność to raczej synonim powolności, niż twórczej swobody, oczywiście poza sprężystym "Na targu", gdzie muzykom puszczają nerwy i nakurwiają, jakby uświadomili sobie, że trzeba, Witkowski wyciąga parę asów z rękawa, Topolski wyważa drzwi percepcji i nawet Juchniewicz w swojej repetycji staje się intrygujący. Debiut uznaję za zaliczony, mając jednak nadzieję, że kolejne wydawnictwo Wolności będzie bardziej udane. A może takie być, bo bardzo dobrze wiem, że indywidualne talenty jej członków na to pozwalają.
WolnośćNad wodą jasną i czystą zamknąłem oczy i poczułem spojrzenia każdego z dźwięków, tak ostre i tak cięte jak mogą być tylko krawędzie ostryg. Otwierający płytę "Kołowrót" zaczyna się, jak to zazwyczaj bywa, od chaotycznego wyłaniania się instrumentów z ciemności, na tle czego wyróżnia się obłędnie kulawe basowe glissando i doprawione muśnięciami, o ile się mylę, gitarowego syntezatora oraz sprzężeń. Jeśli zaś chodzi o strukturę większości numerów przypomina ona pierwszy numer debiutu Pick Up Formation, który podporządkowany był basowemu pochodowi realizując swoistą zasadę free funk punku albo yassu, jak kto woli. Posłuchajcie zresztą "Zabijając mistrzów", które jak żywo przypomina "Ultranew" Pick Upu. I tak naprawdę ten pomysł, aby wokół basowej monotonii budować całą narrację jest dominujący, a dominuje na tyle, że czasami miałem wrażenie (oprócz "Kołowrota" oczywiście), że basistę spokojnie mógłby zastąpić sampler. Ja wiem, że chodzi o utrzymanie groove'u i do czasu tak jest faktycznie, ale od pewnego momentu przychodzi zwyczajna obojętność. Nawet nadzieje związane z udziałem Adama Witkowskiego rozwiewają się w trakcie odsłuchu, bo ilość środków jakimi Witkowski nas raczy, kończy się dość gwałtownie i tak naprawdę od początku tej płyty zareagowałem bardziej żywiołowo dopiero przy psychodelicznym wstępie do "Narcyzi posrebrzają szkło", który wraz perkusyjną kurniawą Topolskiego pozostaje moim ulubionym utworem na całej płycie.
Momentami glorii, które iluminują z Wolności to udział Dokalskiego i Bunia - wynika ta prawdopodobnie z dwugłosu jaki podejmują tu trębacze z gitarą Witkowskiego. Wówczas atmosfera staje się gęsta, a przestrzeń tkana jest ze szturmujących słuchacza niespodzianek. I w tych momentach uświadamiam sobie, że dosyć konserwatywne podejście do potencjalnych pożytków, jakie może nieść użycie gitary, basu i perkusji wcale nie ubogaca ogólnego i finalnego odbioru albumu.
Debiut Wolności to płyta nad wyraz poprawna, lecz przede wszystkim biorąc pod uwagę skład osobowy i doświadczenie członków grupy jest to rzecz nieco zbyt przewidywalna. Krążka słucha się nieźle, muzyka płynie swoim tempem, lecz tytułowa Wolność to raczej synonim powolności, niż twórczej swobody, oczywiście poza sprężystym "Na targu", gdzie muzykom puszczają nerwy i nakurwiają, jakby uświadomili sobie, że trzeba, Witkowski wyciąga parę asów z rękawa, Topolski wyważa drzwi percepcji i nawet Juchniewicz w swojej repetycji staje się intrygujący. Debiut uznaję za zaliczony, mając jednak nadzieję, że kolejne wydawnictwo Wolności będzie bardziej udane. A może takie być, bo bardzo dobrze wiem, że indywidualne talenty jej członków na to pozwalają.
s/t
Kilogram Records
26 stycznia 2016
PATRZ TAKŻE NA RECENZJE:
NAGROBKI, "Stan Prac"
ADAM WITKOWSKI, MICHAŁ MIEGOŃ, "How not to play guitars and other instruments"
ARSZYN/DUDA, "Automata"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz