poniedziałek, 29 lutego 2016

Joanna Szumacher & Paweł Cieślak - Kopyta zła

źródło: requiem-records.com


Jest to rozprawka na temat: czy warto zadać sobie trud przesłuchania całych "Kopyt zła"?

1. W 1832 roku ukazuje się pierwsza nowela Edgara Allana Poego, "Metzengerstein". Podobno pomyślana była jako pastisz powieści gotyckiej, lecz okazało się, że jest to pastisz na tyle udany, że wielu uznaje utwór za klasyka tego gatunku.

2. W marcu 2016 ma miejsce premiera słuchowiska/musicalu Joanny Szumacher i Pawła Cieślaka pt. "Kopyta zła". Album ten w warstwie tekstowej wprost odnosi się do "Metzengerstein" i jestem niemal pewien, że bardzo trudno jest zrozumieć narrację "Kopyt zła" bez poznania noweli amerykańskiego pisarza. "Metzengerstein" to utwór autoteliczny, nie posiadający znacznych odniesień do świata zastanego, empirycznie doświadczanego, wykazuje znaczne braki w swej hipertekstualności, wykorzystuje znane pojęcia jak chociażby metempsychozy tylko po to, aby zbudować zamknięty i sterylny świat, ze swoistymi odwiecznymi prawami, jednak na tyle niedopowiedziany, że aż prowokuje do systematycznego dopowiedzenia. Jednak rozumowa próba objęcia utworu, który jest rozedrganą struną emocji, strumieniem narracji, która pozostawia w ustach suchy, popiołowy smak, a który nie ma zbyt wiele wspólnego z satysfakcją, wydaje się być zadaniem skazanym na niepowodzenie.

3. Dlatego wydaje się, że najlepszym sposobem na opanowanie czarnego klejnotu jakim jest "Metzengerstein" jest wyjście na przeciw niego innym tekstem kultury. Wydaje się, że nastrój i emocje najlepiej oddać lub zinterpretować za pomocą środków emocjonalnych. Na pewno tę rolę świetnie pełnią "Kopyta zła"

4. W tym miejscu uświadamiam sobie, że piszę bardzo okrągłymi zdaniami, bojąc się wchodzić w konkret. W istocie tak jest - nie chciałbym naruszyć tej delikatnej błony półprzepuszczalnej, która dzieli wrażenia, które zapewniło mnie dzieło Szumacher i Cieślaka, a zwyczajnym spojlerem, który mógłby ważyć na finalnym odbiorze czytelnika. Wolę w powolnej i systematycznej osmozie sączyć strumień świadomości i wrażeń.

5. Myliłby się jednak ten, kto uzna "Kopyta zła" za blady przypis to dzieła Amerykanina. Odpowiedzialni za tę płytę artyści nazywają ją czymś z pogranicza słuchowiska i musicalu i faktycznie te elementy współwystępują w symbiozie mając chyba jednak jeszcze jeden nieuświadomiony lub werbalnie niewyrażony punkt odniesienia jakimi są bajki muzyczne, gdzie żywe słowo, muzyka i całe dźwiękowe otoczenie współgra ze sobą. "Kopyta zła" to antybajka - bez początku, bo początek i cały świat przedstawiony istnieje tylko po to, aby zginąć w ni to przekleństwie ni to samospełniającej się przepowiedni. Jest to antybajka, bo zakończenie odbywa się w momencie, kiedy świat przedstawiony i jego bohaterowie już nie istnieją. Jest to w końcu antybajka, ponieważ nawet nie ma tutaj takiej podstawowej rzeczy jak manichejska optyka - w "Kopytach zła" niemal wszystko jest złe, a i morału się nie uświadczy.

6. W libretto Joanna Szumacher nie tylko w twórczy sposób podaje wykładnię dzieła Poego, ale także uzupełnia narrację o to, co dotąd niedopowiedziane. Oryginalnie nowela nie oddaje głosu nikomu innemu, tylko wszechwiedzącemu narratorowi. W "Kopytach zła" głos oddany jest bohaterowi, który wydaje się być bezwolną ofiarą nowelowej mitologii, którego jedynym sensem staje się wypełnienie przepowiedni, czyli koniowi. "Kopyta zła" w swoim literackim wymiarze urzekają mnie oszczędnym dozowaniem środków, co równoważy mało oszczędną warstwę muzyczną i dźwiękową. Metaforyka (zwrot "trwoga mu w oczach pęczniała" wchodzi od mojego słownika od zaraz), liczne repetycje (przypomina mi się "Robot Czarek" Szuszkiewicza) oraz subtelne odniesienia do współczesnej popkultury i życia codziennego ("Young & Restless") nie nużą i mimo sporej dawki pastiszu, który unosi się nad "Kopytami zła" nie ma w tekstach tego, co potencjalnie mogłoby wywoływać ciarki wstydu. Trudno doszukiwać się jednak zaawansowanej metaforyki, jeśli mówimy o singlowej "Pierwszej pieśni konia", która nie dość, że jest silnie stechnicyzowanym eurodancem, to jeszcze eksploruje archetypiczny również dla muzyki rozrywkowej dwugłos między żywiołem "męskim" i "żeńskim" (jak w "Daddy Cool" Boney M, a może, biorąc pod uwagę dekadencki wydźwięk "Metzengerstein", lepiej mówić tu o duetach: Nick Cave i Kylie Minogue albo Michael Gira i Jarboe), doskonaląc przy tym eskapizm Mister D, nie wpadając przy tym mielizny projektu Doroty Masłowskiej.  Tutaj podmiot liryczny tego diablo przebojowego numeru śpiewanego zarówno przez Cieślaka jak i Szumacher jest jeden, jednak absurdalny tekst z aranżacyjnymi niedorzecznościami, jak piękny fortepianowy pasaż w tle śpiewu Szumacher wywołuje szczery uśmiech na twarzy.

7. Pierwsze skojarzenia i odniesienia jakie wywołuje we mnie ten album to bodaj moja ulubiona bajka muzyczna jaką jest "Calineczka" (Polskie Nagrania, 1979), jednak bez aktorskich popisów narratorki oraz cały inwentarz polskiej el-muzyki i elektronicznej muzyki ilustracyjnej - od ciężkostrawnych, progresywnych nagrań Władysława Komendarka, przez Krzysztofa Dudę, ścieżkę dźwiękową do filmu "Akademia Pana Kleksa" po Marka Bilińskiego, z którego obszerną parafrazę, o ile nie cytat (z albumu "Ogród króla świtu) znajdziemy we "Fryderyk i obraz II". Techno punkowe "Techno, techno" mogłoby być zaś z powodzeniem częścią repertuaru Prodigy. Ale to nie koniec gatunkowego szufladkowania dzieła, które szufladkowaniu z powodzeniem umyka - usłyszymy tu zarówno harsh noise'sowe (tak, tak!) plamy, partie grane na rozstrojonym, a syntetycznym klawikordzie, jękliwe zaśpiewy wyciągnięte z bootlegów Błażeja Króla, a nawet pastisz black metalu, w którym glitche i syntetyczne blasty przypominają "The Ark Work" od Liturgy. Mało? To może jeszcze tylko wspomnę ambientalnych przestrzeniach i delikatności glitchy - być może słyszałem to już u Bena Frosta, może u Ryoji Ikedy? A może, korespondując z wszechobecnym w narracji ogniem, słyszę kompozycję Iannisa Xenakisa, która zawiera nagranie palącego się węgla, czyli "Concret PH"?

8. Trudno tu o wyczerpującą egzegezę dzieła, które jest zarówno muzyczne, jak i literackie, zarówno odnoszące się do tekstu źródłowego, jak i wywracające go na drugą stronę. Być może zamiast tego dobrze jest sobie najpierw przeczytać "Metzengerstein", by następnie organoleptycznie czerpać przyjemność z obcowania z "Kopytami zła", które są pełne przepychu i swoistego humoru. Odpowiadając na pytanie zawarte na początku chciałbym tylko powiedzieć, że dawno nie słyszałem tak brawurowego słuchowiska (chyba ostatnim był "Szczupak" Bartka Kujawskiego), tak świadomego w budowaniu pastiszu, który nie staje się autoparodią i tak twórczego podejścia do tekstu źródłowego. Zdaję sobie sprawę, że może nie jest to nagranie dla każdego, ale wysiłek związany z każdym kolejnym odkrywaniem warstw "Kopyt zła" procentuje i zwraca się z nawiązką.

LINK DO NOWELI "METZENGERTSTEIN"

Joanna Szumacher & Paweł Cieślak,
"Kopyta zła"
Requiem Records
109/2016 
4 marca 2016





PATRZ TAKŻE NA RECENZJE SŁUCHOWISK:
KAMIL SZUSZKIEWICZ, "Robot Czarek"
WSIE, "Wsie"  
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz