sobota, 1 października 2016

Emma Zunz - s/t

źródło:  bdta.bandcamp.com/album/emma-zunz

Debiut Rafała Jęczmyka w postaci projektu Emma Zunz jest wyjątkowy ze względu na zimną elegancję, choć pozbawioną wyniosłości, a bliską post-punkowi, co wyraża się w marszowym werblu w otwierającym płytę Niðurlæging. Choć z jednej strony electro industrialny chłód repetycji jest na tej płycie dominantą to jednak nie sposób nie odpędzić się od wrażenia jakoby Emma Zunz była w nawarstwianiu się rytmów bardzo szczera, egalitarna i w istocie zapraszająca do słuchania, które może nawet przerodzić się w taneczną zabawę.

Jęczmyk miast atakować synkopami stawia na powolne odkrywanie warstw. Gdy myślę o tej płycie to geologiczne metafory nasuwają mi się najczęściej, bo Emma Zunz wraz ze słuchaczem cierpliwie i metodycznie przedziera się przez kolejne  instrumentalne ścieżki, nienachalnie wprowadzając w odkrywanie wnętrza Ziemi, choć już dawno nie jest to ziemia niczyja. Słyszę to wyraźnie w You Will Know Me By The Black Clothes, gdzie mimowolnie liczę liczbę ścieżek i ich transformacje. Emma odkrywa kolejne pokłady bogactw szlachetnych, nieskażonych efektami przestrzennymi, czy nieregularnościami dźwięków, unikając szokowania, pozwalając zejść do coraz to niższych pokładów. Ciężko jest ukryć, że im głębiej tym gęściej, tym temperatura bardziej nieobliczalna, powietrze ma inny skład i wyczuwalny jest niemal fizyczny ciężar równych symetrycznych warstw, niczym z modeli z podręczników geografii późnych klas podstawówki. 

Emma jawi się zarówno jako stateczna matrona w czarnych sukniach, przyciętych z dokładnie zblokowanych sampli, ale czasem te suknie zrzuca stając się damą nawiedzającą swój zamek by przegonić śmiałków budzących ją ze snu. Hauntologiczne powroty słyszalne są w Ressurected Dead On Planet Jupiter gdzie blenduje się ostry najtisowy acid z tribalowym techno ambientem z serii składanek Soundscapes. Basowe, EBM-owe tremolo, któremu podporządkowana jest spora część albumu, składającego się z czterech około dzięsięciominutotowych kompozycji powraca w zamykającym płytę Gaspar the Pigeon wraz z tlącym się na dnie dźwiękiem konkretnym silnika wysokoobrotowego napędzającego nieokreślone urządzenie tnąco-wiercące - skutecznie tnące i wiercące to-to chwytliwością tematów, a cicho powiem, że niemal przebojowością.

Debiut Emmy Zunz to znakomita, wycyzelowana, wysztukowana płyta, dająca gros satysfakcji w fedrowaniu pokładów nawarstwiających się dźwięków, do pewnego momentu rzecz to bezpieczna, przez regularność uderzeń, z czasem bezwzględna przez nieustępliwą konsekwencję sampli.  

Emma Zunz
"Emma Zunz"
BDTA
1 maja 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz