piątek, 14 października 2016

Фанни Каплан/Fanny Kaplan - s/t

Fanny Kaplan, zdjęcie dzięki uprzejmości zespołu.


Oczami radzieckiej zabawki Konstatnego Usenki, która stanowi w skali Polski najbardziej znane kompendium o radzieckiej i rosyjskiej kulturze muzycznego undergroundu towarzyszy następujący leitmotiv - jakikolwiek punkowy, czy post-punkowy etos by nie był, to na Zachodzie nie przybierał aż tak radykalnych form jak za żelazną kurtyną, o Związku Radzieckim nie wspominając, z którego perspektywy nawet PRL wydawał się być wyspą demokratycznych swobód, w tym swobody twórczości artystycznej. Może Simon Reynolds w swoim Porzuć, wyrzuć zacznij jeszcze raz biadolił na ciemne lata rządów Margaret Thatcher, ale za to myśmy mieli nie tylko pałowanie górników, ale także mordy polityczne i czołgi wyprowadzone przez Jaruzelskiego i biedę nieporównywalną z szokiem neoliberalnej poetyki, która dotknęła klasy pracujące. Z radzieckiej perspektywy to i tak nie było źle, wszak wychodziły u nas, nawet w stanie wojennym, wydawane przez państwowe wytwórnie płyty jawnie krytykujące władzę (jak czarna Brygada Kryzys), a w miastach i miasteczkach ZSRR członkowie subkultur obawiali się morderstw ze strony klasy robotniczej pobłogosławionej przez władzę, uzbrojonej w wihajstry, pręty  która w reglamentowanej wobec punkowców przemocy kompensowała sobie realny brak podmiotowości.

Fanny Kaplan, self-titled, źródło: nofannykaplan.bandcamp.com/

Nie mi oceniać krzywdy indywidualne i zbiorowe - każdy ma prawo czuć się w określonych warunkach źle. Jednak powyższy ustęp napisałem dlatego, że podobna dialektyka wyczuwalna jest materiałach prasowych, które przesłała mi powstała w 2012 roku rosyjska grupa Fanny Kaplan, podkreślając swoją inność od rozpieszczonych powinowatych grup z Zachodu. Odwołanie się grupy do lewicowych i feministycznych tradycji (począwszy od samej nazwy przywołującej niedoszłą zabójczynię Lenina, którego oskarżała o działanie na szkodę rewolucji) to w brunatniejącym z każdą piędzią ziemi w krajobrazie czasu to wyraz cywilnej odwagi. Wyrażanie potrzeb, krzywd i poglądów poprzez sztukę undergroundu to nieoczywisty, choć dla niektórych konieczny sposób działania, gdzie oficjalne kanały komunikacji są reglamentowane, bądź ich wykorzystanie wiąże się z określonymi niebezpieczeństwami. Jednoczesne robienie sztuki i polityki i jednoczesne utrzymywanie wysokiego poziomu przynajmniej jednej z tych składowych to rzecz praktycznie nieosiągalna. No chyba, że jesteś trio Fanny Kaplan - zespołem, który znalazł unikalną ścieżkę wyrazu, który nagrał jeden z najlepszych albumów w swojej kategorii w tym roku.



Choć Fanny Kaplan w protekcjonalny sposób odnoszą się do swoich kuzynów na dalekim Zachodzie, to jednak moskiewska grupa może być porównywana z kapelami zachodnimi właśnie - i to z tymi najlepszymi. Eklektyzm to podobno wartość sama w sobie - Fanny Kaplan żongluje zaś skojarzeniami w sposób umiejętny, łącząc wszystko w piękną całość.  Otwierający płytę povod nakrit'sya łączy stonerowo-punkowy basowy drive (Nick Oliveri z Kyussa łamane przez Woble'a z PIL łamane przez basistów Breakoutu - tak, tego z Nalepą), wręcz funkowy groove perkusji, która w wirtuozerii niemożności utrzymania rytmu 4/4 i precyzji jest twórczym rozwinięciem dyscypliny Marka Puchały z Klausa Mittfocha oraz szaleństwa Briana Chippendale'a z Lightning Bolt i uczyniła znak rozpoznawczy grupy (która swoją drogą FK występowała jako support przed amerykańskimi nojz rockerami). A to wszystko co napisałem powyżej czerpię zaledwie z jednej piosenki. Nie sposób także nie wspomnieć o nawiedzonych klawiszach, które raz są momentami drapieżne i monotonne jak w Suicide, czasem także psychodelicznie nawiedzone jak w Pere Ubu i Devo - a najczęściej zaś są i takie i takie, w jednym momencie.

Piosenkowe, krótkie formy wyłamują się piosenkowej struktury stanowiąc psychodeliczno-progresywne artefakty - robi to nie wchodząc w mielizny Kolaborantów czy Miliona Bułgarów. Na tle moskwianek niby stylistycznie podobne, a chwalone NOTS wypadają rozczarowująco nijako. Paradoks goni groteskę, zmiana struktury goni przebojowość i choć nagranie to, to zaledwie sześć piosenek, a cały album to ledwie minialbum to jego siła wynika z mistrzostwa konsekwencji. Konsekwentne na tym albumie jak nic są teksty - śpiewane po rosyjsku wyrażają ból istnienia, są poetycko niedokładne, rozmyte, niedopowiedziane, mazają się bo uszach rozwodnionymi akwarelami, choć ich kierunek jest jednogłośny i jednowektorowy. Ucieczka, niemoc, strach i paraliż - to główny temat liryków. Cóż za straszna perwersja by skurwysyństwo świata nobilitować poetycką frazą! Zrazu słuchając minorowego nastawienia do świata Fanny Kaplan skierowałem swoje skojarzenia w stronę Ukrytych Zalet Systemu - które jednak wydają się być muzycznie w stosunku do FK konserwatywne i grzeczne, a tekstowo stanowczo bardziej zasadzone w kontekście i konkrecie.

Nie sposób także nie zwrócić uwagę na solowe poczynania członkiń grupy - choć Fanny Kaplan wydaje się być ich najbardziej przystępnym polem wyrażania swojej wrażliwości, to jednak ich inne projekty zagłębiają się w większy radykalizm. Basistka grupy, Karina Kazarian tworzy industrialno-dark ambientowy KP Transmission oraz czarownie lo-fi shoe-punkowy kenneth anger. W keneth anger bierze udział Lusia Kazarian, która w FK gra na microkorgu i śpiewa, a oprócz tego tworzy nojzowe Margenrot. Perkusistka FK. Diana Burkot, jest twarzą i duszą wideo-muzyczno-słownego Rosemary Loves a Blackberry oraz gra w nojzowym P R I P OY.

Bardzo dziękuję grupie Fanny Kaplan za współpracę w związku z powstaniem powyższego tekstu  oraz za porywającą muzykę/Thank you Fanny Kaplan for cooperation due to this article and exhilariting music, of course















Fanny Kaplan 
self-titled
Racoon's Ass Records
RcAR 1
10 sierpnia 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz