poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Unstoppable & Turbo



Gdybym miał w jednym zdaniu określić, czym jest muzyka zawarta na tym albumie, napisałbym pewnie, że jest to ogień piekielny wytryskający z otworu kloacznego Belzebuba. Ostatni wojownik poza Dorosłym dziećmi jest moim ulubionym albumem grupy Turbo, która czerpiąc inspirację z twórczości zagranicznych zespołów wypracowała swój osobny styl.

No właśnie – styl. Co właściwie gra Turbo? Jak to co? – zapytacie – przecież odpowiedź jest oczywista – to metal! Ale nie ma jednego metalu, zespół stylistycznie meandrował w różnych kierunkach. Wspomniany wcześniej debiut grupy, Dorosłe dzieci to klasyczny, melodyczny heavy metal. Później zespół nagrywa album Smak ciszy – wygładzone, cukierkowate,  glamowe, wręcz popowe, „dokonanie”, o którym fani zespołu woleliby zapomnieć. Później następuje przełom, w postaci Kawalerii szatana, gdzie zespół wędruje w stronę thrash metalu.

Po Kawalerii, która w różnego rodzaju rankingach będzie uznawana za najlepsze dokonanie Turbo, pojawia się Ostatni wojownik. Płyta została wydana w 1987 roku przez debiutującą wytwórnię Metal Mind Productions – jedną z pierwszych prywatnych wytwórni w PRL. Płyta osiąga spory sukces. Niesamowite brzmienie, szybkość, bezkompromisowość – mógłbym wymieniać tak w nieskończoność.

Czy to King Diamond? Wczesna Metallica? Nowopowstający death metal? Nie! te porównania nie mają większego sensu, chociaż rodzime, polskie kompleksy każą nam mówić o polskich artystach w perspektywie zagranicznych muzyków ( nie wspominając już o tym, że ja też wpisuję się w ten nieznośny trend). Jeśli chodzi o Turbo, to nie mamy się czego wstydzić. Zresztą Rzeczpospolita muzycznie wpłynęła na świat dwoma gatunkami – jazzem i metalem właśnie. Być może Turbo nie jest znane powszechnie na świecie, co nie zmienia faktu, że jest to zespół wyśmienity.

W języku angielskim istnieje słowo, które doskonale określa muzyką zawartą na krążku – unstoppable. Jest szybko, hałaśliwie, agresywnie, nienawistnie, charcząco. Muzyka jest prosta i ryjąca baniak dokumentnie. Ale właśnie o to chodzi. It’s only rock ‘n roll but I like it. Za jedyne jedenaście złociszy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz