źródło: bdta.bandcamp.com |
Trupowi temu na imię Electronic Body Music spod znaku Skinny Puppy i Borghesii, który dodatkowo został uchlapany w kilka pozamuzycznych znaczeń. Betty Page z okładki kieruje nas w stronę sado-maso, którym zajawia się największy celebryta wśród nojzowców, czyli Merzbow. Tytuł otwierający płytę "TBS" to skrót od Telewizyjnego Biura Śledczego, który głosem zapewne Tadeusza Szymkówa zapowiada program dotyczący strasznych zbrodni. A może "TBS" to skrót do towarzystwa budownictwa społecznego, który bardziej zalatuje patologią niż Wilanowem? Zamykający płytę utwór "Robert's Tilton Handjob" traktuje o uznanym trenerze rozwoju osobistego i telekaznodziei, który wykorzystywał ślepe posłuszeństwo swoich wyznawców do robienia hajsu. Innymi słowy Centralia dyscyplinuje słuchacza konotacjami o pejoratywnym zabarwieniu, odwołuje się do walenia konia do czego popadnie, fabularyzowanych programach kryminalnych oglądanych na wymęczonych kineskopach czy migawek z wojny na Bałkanach i całą lewą stroną świata lat '90.
Gdy słycham "Discipline" mam właśnie przed oczami szare blokowiska, chlupę, zgrzebne kufajki zgrzebnych ludzi, którzy wyczekują rdzewiejących środków transportu publicznego, amatorów onanistów z zabobrzonymi fałhaesami z wypożyczalni, głębokimi traumami ropiejącymi patologią, głębinowymi pragnieniami tłumionymi tonami wielkiej płyty. Muzyka Centralii, mimo, że rytmiczna i repetywna nie ma w sobie właściwej transowości. Każde uderzenie suchej imitacji werbla to wbicie szpili, a po całej sesji z "Discipline" czuję się bardziej jakby Starzec był Pinheadem, który w mało wyrafinowanym, ale diablo precyzyjnym zadawaniu cierpienia innym odnajduje rozkosz.
Zresztą brzmienie tego albumu odpowiada codziennej frustracji i szarudze. Minimalistyczny EBM w wykonaniu Centralii ogranicza się do szorskich noisowych teł i paździerzowego brzmienia automatu perkusyjnego. Brzmi to jak mleko sojowe zagryzane niskotłuszczową chałwą - jest sucho, małokalorycznie, rachitycznie, ale przecież jest to robione na poważnie. Gdyby to jeszcze był rodzaj muzycznego kampu lub duchologii wówczas łatwiej byłobymi "Discipline" pominąć. A tak w moim kajeciku zespołów, które mnie zaintrygowały będę miał wpisany kolejny projekt, który należy obserwować z uwagą i bez litości. Wszak Centralia ze swoim debiutem żadnej litości mi nie zapewniła.
Gdy słycham "Discipline" mam właśnie przed oczami szare blokowiska, chlupę, zgrzebne kufajki zgrzebnych ludzi, którzy wyczekują rdzewiejących środków transportu publicznego, amatorów onanistów z zabobrzonymi fałhaesami z wypożyczalni, głębokimi traumami ropiejącymi patologią, głębinowymi pragnieniami tłumionymi tonami wielkiej płyty. Muzyka Centralii, mimo, że rytmiczna i repetywna nie ma w sobie właściwej transowości. Każde uderzenie suchej imitacji werbla to wbicie szpili, a po całej sesji z "Discipline" czuję się bardziej jakby Starzec był Pinheadem, który w mało wyrafinowanym, ale diablo precyzyjnym zadawaniu cierpienia innym odnajduje rozkosz.
Zresztą brzmienie tego albumu odpowiada codziennej frustracji i szarudze. Minimalistyczny EBM w wykonaniu Centralii ogranicza się do szorskich noisowych teł i paździerzowego brzmienia automatu perkusyjnego. Brzmi to jak mleko sojowe zagryzane niskotłuszczową chałwą - jest sucho, małokalorycznie, rachitycznie, ale przecież jest to robione na poważnie. Gdyby to jeszcze był rodzaj muzycznego kampu lub duchologii wówczas łatwiej byłobymi "Discipline" pominąć. A tak w moim kajeciku zespołów, które mnie zaintrygowały będę miał wpisany kolejny projekt, który należy obserwować z uwagą i bez litości. Wszak Centralia ze swoim debiutem żadnej litości mi nie zapewniła.
Centralia
"Discipline"
BDTA LXXXVI
27 października 2015
Kupże płytę, fajna i smaczna na bandcampie Biedoty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz