źródło: mikmusikarchive.bandcamp.com/album/visionaries-vagabonds |
1. Gdy Daniel Menche mówił o tym, że swego czasu wpuszczał owady do sprzętu rejestrującego być może nie spodziewał się, że ktoś pójdzie o krok dalej i będzie na owady robił bengiery.
2. Chciałem nazwać tę relację z odsłuchu "Sekretne życie muzyczne cybernetycznych owadów", ale wydała się ona zbyt długa i pretensjonalna. Ale jakże dobrze oddaje to czego właśnie doświadczyłem.
3. Płyta co prawda ukazała się już jakiś czas, posiadaczem fizycznej kopii zaś jestem od całkiem niedawna. Samą płytę znam co najmniej od kwietnia tego roku, ale jakoś nie pozwalała się ona zbytnio oswoić. Po prawdzie nie jest oswojona w ogóle. Robi co chce, jest jak krnąbrne dziecko albo jak rój pszczół.
Prawnicy poprawcie mnie, ale zdaje się, że jedyne usankcjonowane prawem nieuzasadnione wzbogacenie osoby może nastąpić tylko w jednym przypadku - gdy się niezarojony ul zaroi i pod warunkiem, że właściciel lub posiadacz tego roju co się namyślał wyroić nie ścigał tego roju. Płyta ta mimo, że stoi u mnie na półce już jakiś czas wraca i odchodzi kiedy chce. Irytuje to strasznie, choć jednocześnie strata jaką jest niejednokrotne rzucenie tą płytą ze złością w kąt rekompensowana jest przyjemnością jej powrotu, wraz z całym bogactwem jakie może zapewnić. I właśnie w ten sposób dowiedziełem się na czym może polegać syndrom sztokholmski.
Jeśli uważasz, że samo to, że Paweł Kulczyński buduje swoje syntezatory i że są one, jak pisze na stronie wydawca, pierwotnym źródłem dźwięku, mocno wpływa na wyobraźnię to chyba nie miałeś do tej pory doczynienia z "Visionaries & Vagabonds". Trudno jest mi traktować album Wilhelma Brasa jako techno. Tak, jest tam technoidalny rytm, który stawia granice harshowym szarpnięciom, power electronicsowi w stanie gazowym oraz efekciarskim, w dobrym znaczeniu tego przymiotnika, wykorzystaniu olbrzymiej wyobraźni twórcy. Bit tak naprawdę to dobra wola artysty, który nie pozwala słuchaczowi utonąć w nojzie. Bo to noise jakich mało, rozbijający co chwilę przyzwyczajenia, czający się niespodziewanymi wybuchami wściekłych owadów, zasiekający w twarz brzęczącymi, rachitowymi pancerzami. "Visionaries & Vagabonds" to liofizowana przyjemność, której wartości odżywcze mogą zostać wchłonięte tylko wówczas gdy zostaną zroszone łzami słuchacza.
Jako domorosły recenzent jestem bezradny wobec tej płyty - nie jestem w stanie porównać tej płyty do niczego co słyszałem kiedykolwiek do tej pory. Dźwiękowa materia wykorzystana na tej płycie przypomina nieco dokonania radzieckiego muzycznego uczonego Jurija Morozowa (tu płyta gdzie podobne dźwięki wydobywane są), ale poza tym nic mi nie przychodzi do głowy. Serce jednak podpowiada, że jest płyta nie tyle dobra co wielka.
Wilhelm Bras
Visionaries & Vagabonds
Mik Musik 2015
Strona Pawła Kulczyńskiego
Jako domorosły recenzent jestem bezradny wobec tej płyty - nie jestem w stanie porównać tej płyty do niczego co słyszałem kiedykolwiek do tej pory. Dźwiękowa materia wykorzystana na tej płycie przypomina nieco dokonania radzieckiego muzycznego uczonego Jurija Morozowa (tu płyta gdzie podobne dźwięki wydobywane są), ale poza tym nic mi nie przychodzi do głowy. Serce jednak podpowiada, że jest płyta nie tyle dobra co wielka.
Wilhelm Bras
Visionaries & Vagabonds
Mik Musik 2015
Strona Pawła Kulczyńskiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz