czwartek, 5 czerwca 2014

Czas pogodzić się ze składankami cz.1

Bo kiedyś nie mogłem przeboleć, że istnieje coś takiego jak kompilacje. Wrzucałem je do jednego worka pod tytułem Wszystko dla pieniędzy. Bo, myślałem sobie, po co wydawać na składanki rzeczy, które już się ukazały, które każdy zna? Otóż okazuje się, że byłem w tej materii zarówno niezmiernie głupi. W szczególności w odniesieniu do polskiej, biednej fonografii składanki były oknem na nagrania, które w innym przypadku by zupełnie przepadły.

Niniejszym zaprezentuję kilka składanek z lat 80, które moim zdaniem są warte szczególnej uwagi. Znajdują się na nich nagrania, które miały być zapowiedzią nigdy nie wydanych longplayów, nagrania koncertowe lub radiowe. Zespoły, które znalazły się na tych składankach były mniej lub bardziej popularne. Jedne stały się ikonami polskiej popkultury, niektóre zaś odeszły w niepamięć. Swoją drogą, pozwolę sobie w tym miejscu polecić prawdziwą skarbnicę jeśli chodzi o polski underground lat '80 jaką jest blog Kaseta Stilon Gorzów C-60. Niniejszy wpis jest pewnego rodzaju kontynuacją poprzedniego posta, gdzie traktowałem o okładkach zaprojektowanych przez Alka Januszewskiego, ponieważ wśród zaprezentowanych okładek znajdują się również ciekawe składaki.

W zasadzie większość składanek, które tu omówię to wydawnictwa zawierające polski post-punk, nową falę, post-rock i takie tam hipsterstwa i alternatywy.

1. "Cisza jest ... nic się nie dzieje", Tonpress 1990.

Płyta ukazała się w 1990 roku w czasach gdy Tonpress nie wytłaczał już singli (bo się nie opłacało). Dlatego też wszystkie zespoły, które miały "obiecane" SP (np. na podstawie wygranych konkursów lub po prostu dlatego, że były ciekawe) zostały wytłoczone na longplayu. Według relacji osób, które pamiętają rok 1990 w Polskiej fonografii, płyta nie spotkała się z ciepłym przyjęciem a w zasadzie nie przyjęła się z żadną znaczącą reakcją. Nagrania, które ukazały się na płycie to raczej półprofesjonalne lołfajowe produkcje. Większość zespołów zaś, które znalazły swój azyl na winylu w roku jego wydania już dawno nie istniała.

Mimo dużej ilości grup na płycie cała kompilacja wydaje się być bardzo spójna. Lołfajowe nagrania pozbawione sztuczek produkcyjnych oraz surowość brzmienia doskonale oddają zimno, niepewność i nietrwałość czasów, w których przyszło istnieć polskiej muzyce. Nawet wesołkowaci Tubylcy Betonu grający w rytmie polki czy głupkowate teksty Pudelsów oddają niezwykle nerwową atmosferę. Zdecydowanie jest to jedna z moich ulubionych polskich płyt, która jak żadna powoduje, że przenikają mnie dreszcze.


2. "Gdynia", Tonpress, 
1988.


Chronologicznie składanka ta ukazała się wcześniej i zawiera bardzo zróżnicowaną muzykę, którą łączy tytułowe miasto. Mamy tu zarówno wymuskany pop-rock, roots reggae jak i pierwsze przymiarki do noise rocka oraz prawdziwej narkotycznej i onirycznej psychodelii. Dla mnie osobiście płyta ta jest zapowiedzią najlepszej alternatywnej płyty wszechczasów, która nigdy się nie ukazało i już zapewne nie ukaże. A to za sprawą dwóch utworów Apteki - "Synteza" oraz "AAA". Muzyka szeptana, jakby malowana akwarelami, z szumem, dymem i mgłą unoszącą się z jointa stanowi niebywałe doświadczenie a przede wszystkim - swym niebywałym stylem i światowością odstaje od całej gdyńskiej alternatywy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz