sobota, 14 marca 2015

Krzysztof Klenczon i Trzy Korony

Po zrobieniu małego researchu chciałem sprawdzić jakie były okoliczności powstania tej płyty. Wiadomo było mi tylko tyle - Klenczon opuścił Czerwone Gitary, które grały straszną popelinę (może poza paroma sztosami z płyty "Rytm ziemi" Czerwone Gitary to muzyczna bieda) i założył Trzy Korony, które miały grać nowoczesną muzykę rockową. W ten sposób powstał jeden z najbardziej tragicznych longów z historii polskiego rocka.

Co to oznacza, że płyta jest tragiczna? I po co mi w tym celu okoliczności powstania tego krążka? Tragiczna jest dlatego, bo ma genialne momenty. Nafuzzowana gitara Klenczona, autentyczne darcie mordy kopią prosto w jaja. Z drugiej zaś strony szansonista z tego Krzysia i boi się, żeby nie zagalopować za daleko. Z tego wynikają zupełnie niepotrzebne numery takie jak "Świecą gwiazdy świecą" czy "Coś". Co jeszcze w tej płycie drażni to strasznie infantylne teksty. W totalnym bangierze jaki jest "Piosenka o niczym" tekst jest tak gówniany, że aż zęby bolą. 

Największy mindfuck mam przy słuchaniu numeru "Nie przejdziemy do historii". Noż kurwa mać. Fuzz+slide to jest niepowstrzymana siła. Liryka też daje radę. Myślisz sobie - jebać Cream, jebać gigantów rocka. I nagle - bam! - refren. "Spróbujmy chwycić w dłonie uciekający czas". Infantylne i egzaltowane pierdoły w stylu Seweryna Krajewskiego, od którego Klenczon właśnie po to odszedł, żeby ponapierdalać niszczą cały efekt. 

I taki właśnie jest cały album. Atakuje nas aplitudami, którego najwyższym punktem jest świetny sound, świetne riffy, pulsujący, żywy ogień, po to by dostać po mordzie uroczymi (w sensie, że gównianymi) miniaturkami, które można by grać przy ognisku albo na festiwalu w Opolu. Ta płyta to totalna schizofrenia, bo przy pierwszym odsłuchu kompletnie nie wiedziałem o co chodzi. Czy Klenczon specjalnie nagrał płytę, gdzie naprzemian są bangiery ze szlagierami, czy ograniczył się autocenzurą, czy też może wydawca stwierdził, że chce trochę więcej czerwonogitarowej sraki by gwarantował sprzedażowy sukces? Niemniej, powstała płyta tak dobra, że aż zła. Tej płyty nie lubię tak bardzo, że przynajmniej raz w miesiącu wrzucam ją na talerz gramofonu. Oczywiście puszczając tylko co lepsze numery, bo te są naprawdę dobre.

Krzysztof Klenczon i Trzy Korony
Same
Pronit SXL 0779
1971





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz