wtorek, 19 maja 2015

Władysław Komendarek - same


Żeby była jasność - nigdy nie przepadałem za Komendarkiem. Począwszy od jego udziału w Exodusie - zespole, z którym nie chcę mieć nic wspólnego [1], aż po solowe wynurzenia, które ukazały się na winylach ("Dotyk chmur" i "Promenada" - te znam i mam) wytwory tego artysty były to mnie idealnym przykładem przekombinowania zmiksowanego ze złym smakiem. Oczywiście, jestem pełen podziwu dla pasji i umiejętności Gudonisa. Problem leży gdzie indziej -  atuty te rzadko były wykorzystywane do robienia ciekawych rzeczy. Najczęściej po odsłuchu jego twórczości pozostawał kapeć w ustach i uczucie lepkiego zażenowania.

Dlatego z nieukrywanym zaskoczeniem przyjąłem ubiegłoroczną reedycję płyty Komendarka (oczywiście tutaj kolejne ukłony dla niezastąpionego GAD Records), która w swoim czasie ukazała się tylko na kasecie. A był to rok 1985. Z nieukrywaną radością śpieszę poinformować, że o ile nie wspomogłem tym razem GAD zakupem reedycji tak udało mi się zakupić oryginał. I jak się okazuje, jest to najlepsza z przestudiowanych przeze mnie do tej pory płyt Komendarka.

O ile wcześniej wspomniane "Dotyk chmur" i "Promenada" to rozpaprany art-el-modern-classic-rock, tak ta płyta jest niezwykle równa i daleka o progresywnych ciągot. Tam gdzie ma być rytm - tam jest rytm. Tam gdzie ma być melodia - jest melodia. Została tutaj zachowana konsekwencja prostego i dobrego grania. Powiem wręcz, że byłem skonfundowany słuchając zdyscyplinowanego "Polowania w Puszczy Białej". Ten frenetyczny numer ustępuje niepokojącej "Tęsknocie żeglarza", w której chłodne barwy syntezatorów rozbijają się o połamany rytm. Równie ciekawie prezentuje się zupełnie pozbawiony perkusjonaliów "Ranek nad Wisłą" - rozdygotany chłodem, parujący zamarzającym oddechem. Niby środki zastosowane tu to banał, ale przynajmniej jest to banał skuteczny. "Kiszłak" zamykający jest najsłabszym punktem strony A kasety - miarowe solo, które tkwi gdzieś w tle robi pseudo-orientalne dziwolągi i jednocześnie psuje i tak przeciętny numer.

Druga strona zaczyna się bardzo dobrym numerem "Leśna Przechadzka", gdzie kolejne warstwy rytmicznych syntezatorów warkoczą i pulsują naprzemiennie z rozmazanym i rozmarzonym tematem złożonym z kilku prostych dźwięków. Zupełnie natomiast nie pasuje mi tutaj "Super Express" bardzo ciekawy puls tła doprawiony śliskim glitchem jest zagłuszany przez kulawy temat. Na szczęście poziom przywraca ilustracyjny "Podwodny spacer" - odpowiednik "Ranka nad Wisłą" i mój osobisty faworyt jeśli chodzi o tę płytę. Bardzo niepokojący, wyciszony i oszczędny numer. "Krople rosy" stanowią klamrę dla całej płyty i jednocześnie jest on pięknie ozdobiony damskimi wokalizami.

Choć do twórczości Komendarka nie podchodzę ze szczególną estymą, tak ta płyta jest niezła. Nie wiem na ile ułomny nośnik na jakim posiadam ten solowy debiut oddaje całą produkcję, ale moim zdaniem jest całkiem-całkiem. Być może fanem Pana Władysława nie zostanę nigdy, to muszę przyznać, że kupił mnie zupełnie swoim występem w Hajcu oraz opowieściami o tym, że chciałby się znaleźć w kosmosie i tam grać kosmiczną muzykę.


[1] Tak, zasłuchiwałem się w tym szajsie w liceum, za co serdecznie przepraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz