wtorek, 12 kwietnia 2016

Szron - Woes

źródło: jasien.bandcamp.com

Jest tu brudno, zimno, szorstko i brutalnie. Jest tu także smutno, a całe to ambientowo-noisowe downtempo gonna bring you down, down, down. Ale w tym bólu istnienia, tak niepozornie tkliwie otaczającym człowieka, jest część uczucia, która daje odpocznienie. A wszystko zaczęło się od black metalu.

Gdy zobaczyłem na stronie wydawcy notkę, że wychodzi nowa płyta Szronu, to ucieszyłem się, choć i zdziwiłem zrazu. Wszak bardziej bym się spodziewał tej płyty po Pagan Records, a nie po Jasieniu. Szron do lutego tego rok był mi znany jako dobra black metalowa horda, i nie mówię tu o warszawskim trio, w którego skład wchodzą Andrzej Frelek (nie-znany także jako Lensk, obsługujący elektronikę i wokale), Piotr Radzio (gitara i saksofon) oraz Łukasz Tomaszewski (syntezator, wokale). Lecz nie przywiązujcie się zbytnio do instrumentarium, bo na "Woes" wszystko jest syntezatorem.

Powiecie - zabawna pomyłka, a i zbieżność nazw przypadkowa. Lecz oto stało się - pierwsze skojarzenie zostało zasiane i black metalowa proweniencja nieblack metalowego Szronu będzie tkwiła w mojej głowie ciągle i za każdym razem gdy słucham tego debiutu.

Co by nie powiedzieć o metalu w ogóle, także, a może przede wszystkim tym mainstreamowym - ma on większe zasługi w prezentowaniu szerokiej publiczności pożytków płynących z noise'u, sprzężeń i szumów, niż nauki i czyny starego papy Johna Cage'a. Pełne możliwości wykorzystania brutalnego i prymitywnego hałasowania znalazły swój wyraz przede wszystkim w nagraniach drugiej fali black metalu, głównie z uwagi na brak producenckiej biegłości (jak u Burzuma) albo też przez intencjonalne psowanie nagrań (jak u Darkthrone). W takim "Filosofem" gitara jest w takim samym stopniu generatorem nafuzzowanego szumu, jak instrumentem prowadzącym - na "Woes" poszło to jeszcze dalej, bo nawet trudno wyodrębnić gdzie grają gitary, a gdzie syntezator. Ba, nawet figurujący w creditsach saksofon, mimo tego, że jest zazwyczaj dosyć charakterystyczny brzmieniowo, tutaj także jest zmasakrowany. Syntezatory na "Filosofem" są czyste i przejrzyste - na "Woes" zastosowano klamrę kompozycyjną za pomocą delikatnego, acz charakternego syntezatorowego motywu, który pojawia się na początku, w trakcie i na końcu nagrania. Jednak wszystkie te groźne zabiegi, sprzężenia, piski i szumy na "Woes" dają się szybko oswoić, by następnie przywołać na myśl Williama Basinskiego albo Deru.

Nie obrażę muzyki zawartej na "Woes" jeśli powiem, że jest to dronowy dark ambient skrojony pod zasypianie. Nie obrażę także dlatego, że w ten sposób traktuję też "Disintegration Loops" - jako lołfajową kołysankę. Nie obrażę, bo poza tą funkcją na "Woes", przy dobrych albo, jak kto woli, złych wiatrach można poczuć obezwładniający chłód. Zresztą to nie jest materiał do przesadnego wsłuchiwania się - poza zdezintegrowanym i zdehumanizowanym wokalem w "Violence" płyta to repetycje, podkreślone momentami delikatnym bitem jak w ostatnich nagraniach K.. - tym mocniejszym, im mniej chce on podkreślać kolejne warstwy repetycji; tym bardziej napastliwym, im bardziej  jest on ukryty za ścianą szumu.

Szron nie wykorzystuje jakichś nadzwyczajnych środków, lecz te które się tutaj pojawiają wykorzystane są w świadomy sposób. Płyta jest niespieszna, może grać sobie jako tło, ale wsłuchanie się w nią daje masę przyjemności i satysfakcji w wyławianiu z bajora dźwiękowych brudów  najciekawszych struktur i zdarzeń. W tej dwoistości tej płyty - w agresji przenikniętej spokojem, akcji, która działa sama dla siebie, narracji bez słów i narratora warto poświęcić tej płycie parę chwil i wiele przesłuchań.

Szron 
"Woes"
Jasień
JAS018
3 marca 2016 



CZYTAJ TAKŻE RECENZJE:
K., S/T 
ANDER, Smu†ek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz