źródło: http://bdta.bandcamp.com/album/smu-ek |
Powietrze składa się przede wszystkim z azotu, który w normalnym ciśnieniu wpływa rzekomo obojętnie na ciało człowieka oraz tlenu, który przez swojego odkrywcę, Michała Sędziwoja, nazwany został "pokarmem życia". Mówiąc o roli azotu napisałem, że "rzekomo" jest obojętny, ale tak naprawdę działa on jako rozpuszczalnik dla tlenu, który w zbyt dużych ilościach może poczynić niebywałe szkody w organizmach tlenowych. "Smu†ek" od Andera także składa się z dwóch dominujących pierwiastków, które w moim osobistym Układzie Okresowym Wrażeń określam skrótami Och i Mech. Och, nazywany także potocznie zachwytem, jest ekwiwalentem atmosferycznego tlenu, pokarmem życia. Mech zaś, odkryty dawniej niż cokolwiek, to ekwiwalent azotu - nazywany także potocznie obojętnością.
Metafory metaforami, lecz tutaj również proporcje obojętności oraz radości w inhalowaniu kolejnych dźwięków podobne są do udziału azotu i tlenu w powietrzu. Byłbym ostrożny jednak w uznawaniu tych całkiem obojętnych momentów za coś złego - mimo, że stanowią one wypełniacze, jak "Mleko Księżycowe", to dają one moment wytchnienia między momentami olśnienia. I choć te ostatnie są na tym albumie mniej liczne, to jednak pozwalają one tej płycie wybaczyć wiele.
Mieczysław Kosz powiadał kiedyś, że free jazz jest dla niego bardziej metodą twórczą, która pozwala wyrażać emocje, niż gatunek sam w sobie. Wnikając w kolejne warstwy tego albumu nie sposób nie zadać sobie pytania, które zadaję słuchając kolejnych nagrań ambientowych/dronowych/noisowych - na ile ambient, drone czy noise są dla mnie gatunkami, a na ile metodami twórczymi? Pytanie to pozostawiam otwarte, być może dlatego, że nie uważam odpowiedzi na niego za sprawę naglącą lub ważną. Wszak i drone i noise, a także ambient w tej mrocznej odmianie są na "Smu†ku" dobrze reprezentowane. Ważny jest na tej płycie udział gości - i choć na wszelkie featuringi patrzę ze sporym dystansem, pamiętajmy przecież jak zepsuły one "Album Producencki" Emade albo pierwszą wersję płyty Noona i Hatti Vatti, tak tutaj ratują "Smu†ek" przed zatonięciem w nudzie. Wszak najlepszymi momentami płyty jest opener z udziałem Antoniny Nowackiej, niszczący harsh noise Vilgoci w "U†oniesz W Roju Pszczół" oraz fenomenalny i być może najlepszy na płycie utwór "Budynki Wielkich Miast" z udziałem Konrada Materka, znanego także jako Rez Epo. Ponad dominantę albumu wybija się także ambientalno-industrialna "Nieodzowna Smuga Zmęczenia" przypominająca ostatnie nagrania K. lub Centralii.
Następny akapit miał zacząć się tak: "Dźwiękowa materia zastosowana na płycie jest dosyć tania i ograna w zbyt wielu znanych wariantach i konfiguracjach, lecz taniość ta nie jest tutaj przytykiem, lecz wyraża podziw, że tak sztampowa materia jest w stanie jeszcze ruszyć jakimś nerwem". Jednak po kolejnej sesji ze "Smu†kiem" powyższe stwierdzenie uległo falsyfikacji, poza jednym wyjątkiem (który potwierdza regułę, rzecz jasna), którymi są "Drzazgi". Utwór ten korzysta zarówno z dźwięków zawodzącego kontrabasu przetworzonego przez duże ilości reverbu, który zarówno dobrze współgra z downtempowo-industrialnym rytmem o hip-hopowej proweniencji, jak i samplami dziecięcego chóru ćwiczącego gamę oraz przetworzonym płacz dziecka. Jeśli wierzyć Eugeniuszowi Rudnikowi, który twierdzi, że w ludzkim głosie jest jakaś boska cząstka, która wyklucza przetwarzanie ludzkiego głosu, tak jak się przetwarza inne nagrania lub też nie pozwala umieszczać ludzkiego głosu w ekstremalnych kontekstach - tak tutaj Ander wykorzystując dosyć pospolity szok zbliża się niebezpiecznie Szatana. Nie bez powodu piszę tu o Szatanie, bo pierwsze wspomnienie jakie wywołały na mnie "Drzazgi" mogę porównać jedynie do końcówki tytułowego numeru z płyty "Master of Puppets" Metalliki, gdzie spośród krzyków potępionych, śmiechu Księcia Ciemności wybrzmiewa także płacz niemowlęcia. Tani zabieg? Owszem. Znany w historii muzyki bardziej lub mniej popularnej? Jak najbardziej. Skuteczne? Nomen omen - diablo.
Mój odbiór "Smu†ku" jest słodko-gorzki, choć do tej pory unikałem odpowiedzi na pytanie - dlaczego ta płyta może mieć gorzki smak? Powiem szczerze - momenty glorii, życiodajnego pierwiastka Och, to jest rzecz, dla której z tą płytą warto się zakolegować. Pierwiastek Mech nie ma tutaj większego znaczenia. Może dla artysty nie jest miło usłyszeć, od kogoś "mech", ale słuchaczowi Mech raczej nie zaszkodzi. No chyba, że lubi swój czas i nie lubi eksplorować w poszukiwaniu życiodajnego Och.
Jeśli więc "Smu†ek" zapewnił mi jakiś smutek, to był on związany z licznymi przewidywalnościami oraz z poczuciem, że część numerów to prefabrykaty, które wymagałyby twórczego rozwinięcia, a które, rzecz jasna, się tego nie doczekały.
ΔNDΞR
"Smu†ek"
BDTA
XCVIII
1 marca 2016
CZYTAJ TAKŻE RECENZJE:
K., s/t
CENTRALIA, "Discipline"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz