poniedziałek, 30 kwietnia 2018

KROTOCHWILE



Wydobyć siły libidalne, napiąć człona do wzwodu aby przebić szklany sufit, ciągle niepamietać o kompromitacji patriarchalnych a genitalnych paraleli; pompować do czerwoności mięśnia, czytając archiwalnego Flexa, wysmarować się brązerem i ubrać lateksowe slipki, wetrzeć we włosy pomadę, lecz zapomnieć o twarzy, i prezentować mięśnie szczerząc w bólu zęby; grymas przebiegł po aż po udach spękanych żyłkami i delikatnej stopie wygiętej w akrobatycznym plie, po to by pierdnąć donośnie i sucho, a później tym pierdnięciem obnosić się przy wszystkich sposobnościach, w tym rodzinnych imprezach i biznesowych spotkaniach; próbować się utowarowić, lecz wyparować z rynkowych logik z uwagi na zbyt wiele charakteru własnego, skazy w przekorze i szczerego zaangażowania w strojenie min, robieniu jakichś niepotrzebnych w rezultacie gówien; wysztukowanych krotochwil, pięknie opakowanych, kunsztownie zaprogramowanych, lecz gówien niemożebnych, zawstydzających  świetnie imitowanym sawantyzmem.


Fin de siècle trwający już grubo ponad wiek, wyczerpał się w patosie grozy, więc nie sposób nie zrozumieć, że ktokolwiek robi, a ktokolwiek słucha muzyki opartej na melodyjkach dziecięcych zabawek, monofonicznych dzwonkach pierwszych komercyjnych, ludowych telefonów komórkowych, syntezatorowych przeróbkach hitów dla dorosłych na infantylną dziecięcą modłę, muzaki w drodze do przedszkola i z przedszkola na basen. Niedorzeczne, zapomniane lub wymarłe już gatunki - euro dance, swing, dubspet, k-pop, illbient, drum 'n bass, hard bas oraz 8-bitowe melodie klasycznych gier Nintendo i Segi, brassowe, kwadrowe brzmienia klawiszy Casio, i customowe rytmy tychże - waltz, beguine, disco oraz mambo. Zresztą wókół takiego estetycznego idiomu wytworzyły się już dawno gałęzie przemysłu muzycznego - patrz produkty Teenage Engineering (w szczególności seria Pocket Operatorów) czy słodziutkie, maluśkie i fikuśne synthy Bastl Instruments.

Najbardziej niedorzeczne mariaże gatunkowe, tak durne, że aż genialne, d
ekonstrukcja, ironia, absurdalne czerpanie z gatunkowych klisz; lo-fi i hi-fi w jednym stojące domu, a także staranie o jak najbardziej zdumiewającą i zaskakującą selekcję to praca, którą od dekady podejmuje Marcin Przyłęcki - niezłomny propagator chiptune'u, didżej, twórca audycji, podkastów, znany jako Istota Ssąca oraz DJ Ubu Noir. W ostatnich latach Marcin przenosi swoją zwyczajowo wirtualno-internetową działalność także na nośniki CD w postaci dwóch składanek V/A "Kooky Nuts Pop". Nie dziwny jest wybór nośnika muzyki, który obywa się bez pośrednictwa serwerów wielkich korporacji, które wcześniej czy później zostaną zamknięte. Zresztą, wedle elementarza teorii komunikacji medium is a message. Gdy myślenie w perspektywy apokalipsy nie jest już słabością umysłu, lecz pragmatyzmem realisty, istotne stają "fizyczne" formy przetrwalnikowe twórczości, nawet tak ulotnej jak zamysł kuratorski masterminda składanki playlist. Wartością dodaną składanek "Kooky Nuts Pop" jest to, że utwory powstały na zamówienie Istoty Ssącej, a przesłuchanie ich w całości za jednym posiedzeniem to wyczyn z kategorii "spróbuj zachować pozory recenzenckiej godności i wysiedź do końca challenge". Pewnie, że "Kooky Nuts Pop" zarówno pierwsza, jak i druga część bywają nierówne, bo zdecydowanie zbyt eklektyczne, niemożliwe w swym rozmachu. Lecz jeśli czegoś należy wymagać to rozmachu właśnie, żądania niemożliwego i upadku w dążeniu do tego czegoś. Być może patos nie bardzo pasi do tego typu muzyki, no ale kurde, tu nic nie pasuje do niczego, utwory są wewnętrznie sprzeczne, sprzeczają się między sobą i zostawiają oniemienie w miejscu resztek apriorycznej pewności czegokolwiek, takie oto postmodernistyczne piekło i niebo zarazem.




Przeważają na składankach tych artyści z Francji, USA i UK, jest też paru reprezentantów Polski, z czego jestem dumny, zważywszy, że niewielu obywateli z tymi samymi paszportami co ja może pochwalić się światowymi sukcesami. Mchy i Porosty, który dał głos na drugiej części "Kooky Nuts Pop" jest narodowym skarbem, słodkim niczym Kamil Stoch, dopóki ten ostatni odnosi sukcesy (jebać Piotra Żyłę, joł). Tutaj robi krzywe techno, niewystarczająco osobliwe, choć pocieszne, jednak nie tak dobre jak płyta dla Brutażu, która jest słodka jak ibuprom. Wybaczcie zatem, że robię oto ranking nagrań Bartosza Zaskórskiego, który cieszy mnie swoją bytnością na polskiej scenie, jak mało co. Geniusz to na miarę Tytusa de Zoo i Jerzego Urbana, mający na uwadze tylko i wyłącznie dobro klienta czaruje mnie niezmiennie od czasów gdy tasowałem się do "Wsi", a teraz tasuję się do Mchów i Porostów w splicie z Torpurem. Torpur to niby inna bajka, ale niezupełnie. Moje uwielbienie dla tego squadu, mieszanki grindu, stoneru, szugejzu i surfu, sprowadzającego na nasz piękny płaski i okrągły kraj estetykę środowiska AntF.K.A. Jimmy. (A melting pot of D.I.Y. rock 'n' roll schmutz. Come in with low expectations and even lower standards). To takie granie, że z jednej strony nie napiłbyś się piwa, bo gobliny są niskie, mają po 14 lat i nikt by im piwa nie sprzedał, ale za to mógłbyś z Torpurators (to fani grupy Torpur) iść na miasto i upierdalać jakimś głupim ryjom łapy kurwa maczetami. Torpur to taki Postal w świecie niezaangażowanego rock 'n rolla, dobry do beszczeszczenia zwłok i moczenia nóg
 zgniłej od smogu wodzie przy zachodzącym letnim słońcu przebijającym się przez chmury wydobywające sie z zakładów ArcelorMittal. Więc Torpur jest zajefajny, pożyteczny niczym gnojowica na polu i gile w nosie i bąki w dupie. A co do dupy:

Drugą stronę splita z Torpurem wypełniają Mchy i Porosty i muza ta kwasi gówno w dupie. Czuję, że gniję od środka i wyjebało mi wydech w stronę systemu nerwowego gdy słyszę noise punka, robionego z jakichś sprzężeń sprzeżeń, nadmiaru gainu, werbla tak złego, że ten na St. Anger Metalliki to jak Anna Maria Jopek feat. Popek, to myślę, że najlepsze co może mnie już spotkać to 5% podwyżka płacy zasadnicznej po 5 latach wysługi bądź szybka i bezbolesna śmierć.  Zakopmy się w ziemi bądźmy glizdami? Starożytni cynicy mieszkali w beczkach i kpili ze wszystkiego, a Mchy i Porosty zachęcają do spulchaniania ryjcem ziemi beznamiętnym głosem, prawie niczym Waldemar Pawlak, wielokrotny laureat Srebrnych Ust radiowej Trójki (trujki xD). Pawlak miał w sobie tę reptiliańską siłę, która trafiała w podświadomość komunikatem obey, consume, reproduce, repeat, wiec ja nie pytam zbyt wiele, tylko w hipnotyzujący riff pełen cziptunowych inkrustacji (mam flashbacki z ulubionej płyty Pustostanów). Jeśli pytanie mam to tylko jedno - czemu ta POLSKA (więc nieco upośledzona, hehe) ODPOWIEDŹ NA LIGHTING BOLT I BLACK PUS do tej pory nie dostała dożywotniej renty? Czemu Mchy i Porosty z Torpurem nie prowadzą programu na TTV HD? Czemu gastrozoficzne motywy z numeru RADOŚĆ nie stało się dotąd podstawą żadnego doktoratu?



Czuję się zmiękczony, zblendowany (Blenders najlepszy polski zespół, serio), zdrobniony jak drobne są angielskie słowa goofy, wacky, spooky, petit. Wszystkie one mają głoskę "i", "IIIIIIIIII" czasem mówi się o takim przeciągłym dźwięku, że dzwoni on w uszach (takie extratone'owe dzwonienie raczej, c'nie?) albo przeciągły dźwięk pulsoksymetru, gdy przychodzi już anielski orszak.

Na "Kooky Nuts Pop" pojawiło się także WSZYSTKO, czyli Mikoł Tkacz, który zrobił chyba najlepszy utwór całej składanki. "Nie wierzę w to co słyszę" zawiera wszystko to, co krotochwila póżnego internetu powinna zawierać: cloudowe trapy, sample miałczących kotków i szczekających szczeniaczków, lecz więcej jest w tej imitacji muzaku niepokoju niźli być powinno. Od pierwszych chwil, gdzie muzyka pozwala zwizualizować gifa z keyboardem catem lub wczuć się w klimat Meow the Jewels, by przejść do obrazu okrucieństwa dziecka zrzucającego małego pekińczyka ze schodów w nadziei, że piesek się wzniesie do góry i poleci niczym smok Falkor, fortepianu 
preparowanego  nętrznościami kotów mordowanych przez PETA lub co gorsza dźwięków młodych bocianów nagranych na cudownych nagraniach terenowych Izabeli Dłużyk.

Co by nie mówić, a powtarzać raczej za Tkaczem, muzyka i tak nie ma sensu, choćby posłuchać Blenders i Groovekojada i plwajmy z tarasu na Big Cyca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz