Odmieniec, Imago, Vysoké Čelo, Liście na Księżycu, Przed Państwem Rara, W//\TR |
Jakub Czyż, nagrywający i grający jako Odmieniec, tytułując swoją najnowszą płytę Imago, zwraca uwagę na to, że osiągnięcie przez owada doskonałości, jaką jest przeobrażenie się w dojrzałą formę zdolną do prokreacji jest naznaczone tragedią, ponieważ dorosły owad wkrótce po osiągnięciu dorosłości umiera. W stosunku do człowieka zaś, jak dowodzi w opisie swojej płyty Odmieniec, doskonała forma imago ma się nijak, ponieważ ludzie doskonaląc się całe życie i tak umierają niedoskonałymi. Zarówno w owadzim, jak i w człowieczym losie widoczny jest wymiar tragiczny, choć, jak pokazuje rzeczywistość, tragizm nie jest rzeczą nieuniknioną.
Na przykład, Kuba Ziołek definitywnie kończąc z wydawaniem płyt pod szyldem Stara Rzeka postąpił najmądrzej i najlepiej jak tylko mógł (pisałem o tym także w recenzji "Zamknęły się oczy ziemi"). W szczycie popularności swojego najbardziej znanego projektu, który nie wiadomo czy zawdzięczał estymę środowiskowej podniecie, entuzjastycznym recenzjom z całego świata, czy też kreacji unikalnej jakości artystycznej niezależnej od marudzenia malkontentów lub hołdów apologetów postanowił pożegnać się w momencie dojścia do ściany, która wynikała z samej natury Starej Rzeki przeładowanej po swoje brzegi znaczeniami i tropami, które sprawiały, że konstrukcja projektu trzeszczała i mogła zapaść się w każdym, losowym momencie. Sukces Starej Rzeki, który zbiegł się dodatkowo z głośną reaktywacją OBUHowej legendy w postaci Księżyca nie pozostał bez echa wobec tych estetyk. Paru epigonów postanowiło zaprezentować swoje okołostarorzekowe wytwory. Doprawdy odbyło się to z różnym powodzeniem.
Odmieniec, Imago, źródło: odmieniec.bandcamp.com/album |
Odmieniec jeszcze musi przejść kilka linień zanim projekt ten stanie się czymś więcej niż prostym post-rockowym graniem imitującym ambient. Pierwsza płyta Odmieńca pt. Taniec Ducha (BDTA, 2014) była przyjęta przeze mnie bardzo ciepło, a artysta stał się wierzycielem wielkiego kredytu zaufania i przekonania, że następnym razem będzie już tylko lepiej. Chciałbym wierzyć w postęp, lecz Imago na tle zróżnicowanego i z pewnością mogącego być z powodzeniem porównywanym do pierwszych wydawnictw Starej Rzeki Tańca Ducha wypada co najmniej wstecznie. Poza ciekawymi momentami w agresywnej i rzężącej Czerni i zmysłowym Motylu nie odnajduję w Imagu żadnej zapamiętliwej atrakcyjności, której nie pomaga także lołfajowa produkcja. Imago jest prefabrykatem imitującym pełnoprawną płytę - lecz nawet z tych wymęczonych i męczących półproduktów ciężko byłoby nawet przy większej dbałości o aranżację wydobyć cokolwiek więcej.
Odmieniec
"Imago"
wydawnictwo własne
1 grudnia 2016
Przed Państwem Rara, W//\TR, źródło: zoharum.bandcamp.com |
Niemożność utrzymania spójnej dramaturgii była już udziałem starorzekowego albumu Zamknęły się oczy ziemi - co jednak równoważone było przez poszczególne utwory, które stanowiły spójne mikromokosmosy. W//\TR podnosi tę niemożność na wyżyny niemożliwości. Opener tego albumu, Echo planety to najprawdopodobniej najlepsze 10 minut całej płyty. Dostojnie sunące pasma bezlitośnie spłaszczających przestrzeń dronów, intensywnie emanujących brutalną audialną przemocą zwiastują jedną z lepszych płyt roku. Rodzący się zachwyt jest jednak szybko rozwiewany, gdy pojawiają się Pasażerowie Wiatru, absurdalna hybryda hard bassu, electro, nieudolnego drive'u Tangerine Dream. To coś na kształt wyniesionego na wyżyny powagi, choć źródłowo prześmiewczego NATO Laibachu, brzmiący niczym wixiarskie minimal music. W tym utworze zawarty jest dowód numer jeden - w eklektyzm trza umić, bo inaczej wychodzą potworki śmieszne jak filmie The Thing. Nie ukrywam, że moment tego zmutowanego i przerażająco niestrawnego grania zaintrygował mnie, wszak lubię i hard bass i electro, lubię także Tangerin Dream i szanuję Laibach, a Wixapol S.A. to moje spirit animal, jednak po tym utworze schodzi pompa, bezszelestnie, bez dropu i pojawia się to, do czego przyzwyczaiła nas Stara Rzeka - mamrotanie przez pogłos, mariaż akustycznych instrumentów z elektroniką, nihil novi i choć to powtórka z miłej rozrywki to siląca się na wydobycie ekstraktu z intensywności. Udaje się to drobinami chwil poprzez basową pracę Zielińskiego, udaje się także w przebłyskach poprawności w Genie Planety, gdzie Ola Bilińska, tak bardzo niepodobna do siebie, a tak bardzo do Patti Smith mamrocze do jedynego piosenkowego motywu na płycie - a na pewno wychodzi jej to lepiej, niż w niezbyt przekonującym reverbie, który skutecznie dusi wokalny impakt Oli na Przynieś to z nocy. Finalnie zaś drugim najlepszym utworem na płycie jest pokornie wypełniony field recordingiem i nagą gitarą oraz głosem Ziołka utwór Szepty w głowie Elly Brandt - jest to dowód numer 2 mówiący, że czasem mniej znaczy więcej.
Przed Państwem Rara z tym krążkiem właśnie stał się mutantem czerpiącym z starorzekowej estetyki, nie mając jednak za nic umiaru, dowodem na to czym Stara Rzeka już na pewno się nigdy nie stanie. W//\TR mógłby być co najmniej dobrą płytą, gdyby nie miała pretensji do bycia płytą nadzwyczajną.
Przed Państwem Rara
W//\TR
Zoharum
ZOHAR 125-2
17 lipca 2016
Vysoké Čelo, Liście na Księżycu |
Takich pretensji jak Przed Państwem Rara nie ma projekt Vysoké Čelo. Pierwsze wrażenie z Liści na Księżycu to nienachalna prostota, która zupełnie nie kłóci się z przekonaniem o kompozytorskim i aranżacyjnym kunszcie, wysmakowaniu, które czerpie z akustycznego transu Popol Vuh, wirtuozerii Klausa Schulze, tęsknoty Za Siódmej Góry, ale także z naśladownictwa soundscape'u dziecięcych sennych marzeń, kołysanek i bajek dla dzieci. Być może słuchając Vysokiego Čela wiem na czym polegał sukces Starej Rzeki - na Ziołkowym zaśpiewie, pięknym męskim wokalu, którego próżno wiele szukać w polskiej muzyce. Tajemniczy duet posługuje się tym najbardziej z pierwotnych instrumentów jakim jest głos, jednak w sposób nieco odmienny. Moje skojarzenia kierują się w stronę voice actingu i parlando Davida Tybeta, ledwo przebijającego się przez mgławicowe ambienty elektroniki unoszącej się nad gęstymi namorzynami, jak w Zniknął cały las. Vysoké Čelo obiecuje atmosferę niesamowitości i tej obietnicy dotrzymuje. Jest to niesamowitość dziecięcego zachwytu, płyta, której z powodzeniem mogę słuchać ze swoją córką, nie usłyszawszy od niej, jak to zwykle bywa, że "to jest brzydka muzyka, taka dla chłopców". Vysoké Čelo to jakby zobaczyć w negatywie gatunek atmospheric black metal - tam gdzie jest u innych jest czerń, tak u VC jest jasność, tam gdzie w black metalu jest melancholia pełna grozy, tak tu jest melancholia pełna nadziei. Zresztą jak już o black metalu mowa - nie mogę się oprzeć wrażeniu jak bardzo do ostatnich dwóch utworów z Filozofem Burzum podobny jest zamykający ten album I chmury odsłoniły księżyc z kostropatym tłem z fieldu burzy i deszczu, płynący niespiesznie w czasie.
Vysoké Čelo
"Liście na Księżycu"
wydawnictwo własne
17 października 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz