środa, 25 stycznia 2017

PRZESTEROWANE SZCZURY VI / CYKL "WYDAWCY"

Przesterowane Szczury VI, 21 stycznia 2017, CSW w Warszawie, źródło:www.facebook.com/przesterowaneszczury

 

21 stycznia 2017 roku w budynku Laboratorium Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie miał miejsce pierwszy koncert z cyklu Wydawcy, w ramach którego będą odbywały się showcase'y polskich niezależnych wytwórni muzycznych. Jednocześnie koncert ten był kolejną edycją Przesterowanych Szczurów, które corocznie prezentują artystów z szeroko rozumianych nojzowych estetyk.

Wydarzenie kuratorowane było przez Sergeja Hanolainena, artystę (MAAAA), organizatora koncertów oraz wydawcę (Traingle Records). Hanolainen działa na scenie od 2003 roku, jego wytwórnia Triangle Records powstała zaś w 2005 roku. Jako wydawca może pochwalić się 58 wydanymi nagraniami, jako artysta może poszczycić się wydaną w ubiegłym roku Abhorence and Dismay, która uznawana jest za jedną z najlepszych płyt 2016 roku, nawet spoza kręgów nojzowej ekstremy.

RAZ
Od pociągu Intercity kursującego między Krakowem a Warszawą oczekiwałbym ciekawszych wrażeń dźwiękowych. Rozczarowałem się, bo zupełne zignorowałem postęp technologiczny w trakcie którego stalowe urządzenia jadące po stalowych szynach zastąpione zostały przez smukłe, wysztukowane, a co najistotniejsze - dźwiękoszczelne cacka. Tam gdzie spodziewałbym się zgrzytu trących o siebie się metali słyszałem zaledwie hydrauliczne pomruki. Tam gdzie powinien być stukot nierównych kół po krzywych torach słuchać było jednostajny szum lekko przesuwającego się składu. Nawet zazwyczaj przerażająco głośne drzwi między wagonami tym razem zostały dokumentnie skopiowane z tych znajdujących się na USS Enterprise, ja zaś poczułem się jak Kapitan Jean-Luc Picard z memowego wizerunku - tym bardziej, że zapomniałem zabrać ze sobą odtwarzacza, żeby puścić na słuchawkach coś dobrego. Tak samo czułem się słuchając najsłabszego występu w trakcie całej imprezy - i był to, o dziwo koncert Torby. Torba to po włosku torf, boć i artysta kryjący się pod tym pseudonimem Mauro Diciocio to Włoch, choć obecnie rezydujący w Berlinie. Jego ostatni album, wydany dla Triangle Records Gùrvl jest solidną dawką muzyki opartej na samplach, taśmowych pętlach i przesterach. Koncert Torby pozbawiony był dynamiki, wydawał się być chaotyczny. Zupełnie nie wystarczały zebrane ciekawe materie dźwiękowe, które były lepione w nieumiejętny sposób, narracje, zamiast trzymać w napięciu nużyły, dramatyczne gesty uderzania pięścią w pedał gitarowego przesteru nie przynosiły spodziewanego efektu ataku szorstkiego szumu - ani niczego efektownego.



DWA
Napisawszy to co powyżej trudno jednak nie zauważyć, że chronologicznie występ Torby był drugi, po tym jak zagrał gospodarz wieczoru - Sergei Hanolainen. Nie sposób także w tym miejscu nie wspomnieć, że gospodarz starał się przedstawić jak najbardziej zróżnicowaną ofertę zapraszając takich, a nie innych wykonawców. Nie należy także nie powiedzieć, że Sergei, jak nie przystało na dobrego gospodarza swoim inicjalnym występem wybił się ponad medianę, swoją obecnością przyćmił blask współwystępujących. Jego występ mógł być, w nadinterpretacyjnym szale, uznany za najbardziej powinowaty z Torbą, lecz skala zjawiska jakim był występ MAAAA wypierdalała skalę napierdolu w kosmos. MAAAA zaprezentował utwór Dismay z wspomnianego wcześniej Abhorrence and Dismay, a zrobił to w sposób, który przekonał mnie, dlaczego ta płyta znalazła taki wielki oddźwięk poza fanami nojzu - bo dziwo to wykraczało daleko poza wyobrażenia o nojzie. Pisałem o tym już w recenzji płyty Sergeja, ale wysztukowanie i wysmakowanie kompozycji, która układa się niemal na kształt suity, fenomenalnie współgra z dokładnie przedstawianymi field recordingowymi samplami (w tym dźwięków stareńkich pojazdów szynowych), z dbałością o dobrą jakość dźwiękowego detalu. Jednak MAAAA, chociaż jest już bardziej kompozytorem niż improwizatorem to ciągle ekstrema. Najlepiej bodaj ujął ostatnie dokonania Sergeja Bartosz Nowicki z bloga 1uchem/1okiem tytułując recenzję Abhorrence and Dismay hasłem "Estetyzacja obskury - subtelność hałasów". I jeszcze jedno - dzięki ci także o ludzki rozumie, który wymyślił, że nadużywanie normalizacji poziomów głośności i nadużywanie kompresora nie ubogaca - dzięki temu występ MAAAA był tak doskonale dynamiczny. 



TRZY
Dwa z występów na Przesterowanych Szczurach podejmowałem i odbierałem bardziej przez ich walor performatywny niż muzyczny. Umpio, to nie nazwa projektu muzycznego, lecz nazwa miejsca, w które zabiera nas Fin, Pentti Dassum, który wciela się w autystycznego naukowca/szalone dziecko, które za pomocą mikrofonów kontaktowych, amplifikowanego, jak też nagiego w swych dźwiękowych physis złomu przenosi nas w dziwny świat. Jest on dziwny, bo z jednej strony anturaż wielkiej, białej koszuli z krótkim rękawem zapinanej na guziki, maseczka lekarska i złom przyniesiony w reklamówce, aż proszą się o skojarzenia z cyrkiem, który jednak jako sztuka jest przewidywalny i w gruncie rzeczy bezpieczny. Umpio jako cyrk bezpieczny nie jest, cały występ był groźny, uderzanie perkusyjną pałką o stół było natrętnie niepokojące, frenetyczne, niezrozumiałe, a ruchy, które nie zmieniały dźwiękowej materii zupełnie nieuzasadnione. Cyrk to nieżyczliwy, niewdzięczny, nie posiadający początku i końca. Umpio to jest laboratorium Dextera - jednego i drugiego jednocześnie, to świat, w którym Benny Hill ucieka przed Hannibalem Lecterem.

Zakończenia występu były dwa - jeden to fenomenalne i niespodziewane rzucenie kawałków złomu na ziemię, po którym ustały kanonady przesterów i pokazanie faka w stronę publiczności. Nienawidzę was pajace, a mój występ był wyrazem mojej niechęci do was.

Drugie zakończenie, istniejące poza występem to gesty wdzięczności artysty za miłe przyjęcie ze strony publiczności - Umpio właśnie się skończyło, a ja Dassum, który wam Umpio przedstawiłem nie nienawidzę was już tak bardzo. Kurtyna się zamknęła, dziękujemy bardzo.



CZTERY
O ile Umpio to świat sugestywny, mamiący wielością podskórnych tropów i gatunkowych archetypów widzianych z wyższych warstw atmosfery, tak najdziwniejszym występem był ten prezentowany przez Arv & Miljö. Zabijcie mnie, by dowiedzieć się, co grał występujący pod tym pseudonimem  Matthias Andersson - a nie powiem, bo nie pamiętam. Wejście artysty na scenę nastąpiło w momencie zapowiedzenia go przez konferansjera, jego występ rozpoczął się jeszcze wtedy, gdy publiczność gasła w gorączkowych small talkach rozpoczętych w trakcie przerwy na papierosa. Arv & Miljö posługiwał się najbardziej skromnymi środkami technologicznymi ze wszystkich współwystępujących, a jego muzyka opierała się na pętlach z taśm terenowych, które to splatały to rozplatały się ze sobą i łańcucha pospolitych efektów gitarowych. Lecz chuj z tym, bo co innego przykuwało uwagę. Tak jak Umpio był komiskowy, śmieszno-straszny, ale właściwy dla traszowo-nojzowej konwencji, tak Arv & Miljö to projekt otwarcie abgnegatyczny, mizantropiczny, ale nie w takim sensie, że krzyczy "śmierć ludzkości". Andersson usiadł za stołem obrażony, przez cały występ przeglądał telefon lub sprawdzał, ile jeszcze czasu zostało do końca jego występu, kręcił głową, prychał niezadowolony na efekty swojej pracy, po czym urwał występ w najmniej spodziewanym momencie, tak samo jak go zaczął, po czym uciekł za scenę. Nie mam zamiaru usprawiedliwiać  Arv & Miljö, ani dopatrywać się jakichś rzeczy, tam gdzie ich nie ma, ale to jest nojz, tu człowiek nie tylko uczy się egzegezy dźwięków, ale tak dokładne wypatrywania gestów i symboli. Za mizantropię i gburowatość (nie ważne czy prawdziwą, czy jako kreację artystyczną) Andersson otrzymuje ode mnie jedną 5 Bossów MD-2 na 5, za kiepską muzykę kopa w dupę.



PIĘĆ
Muzyka występującego na końcu duetu Neutral tylko pozornie różniła się od wcześniejszych propozycji. Gitary obsługiwane przez Dana Johanssona oraz Sofie Herner wykorzystywane były jako shaker boxy i generatory jednostajnej ściany szumu. Neutral tworzy sugestywny świat posiłkując się starymi jak eksperymenty z hałasem środkami - nienawistna ściana dźwięków, nagrania terenowe wyznaczające ni to rytm, ni to puls utworów, smutne i niewyraźne wokale na pogłosie, alikwoty wydobywane z organoleptycznie obsługiwanej trąbki. Występ ten wyznaczał dekompozycję gitarowego nojzu rocka, rozkład idei no wave'u. Duet występował stojąc tyłem do publiczności, skupiał się na swojej robocie, na budowaniu szczątkowych melodii i sekwencji wybuchów wściekłości, atmosfery marazmu, niesamowitej kołysanki dla recepty z antydepresantami. Głośne gitary, przez które nie mogły przebić się rachityczne wokale były figurą beznadziei, próby trwania w nieprzezwyciężalnego i wszechobecnego bólu istnienia. 


 

SZEŚĆ 
Przesterowane Szczury VI były bardzo udane, bawiłem się bardzo dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz