poniedziałek, 19 marca 2012

Słuszność antologii


Kto dziś czyta dramaty? A kto nowele? A czy jest ktokolwiek kto jest pasjonatem zarówno jednego jak i  drugiego gatunku? Właściwie poza maleńką grupką zapaleńców nikt ( nie wliczając młodzieży szkolnej, której z ”urzędu” wpajana jest miłość do literatury) nie jest w stanie przyswoić sobie krótkich form słowa pisanego. Gwoli ścisłości – wyrażam wobec osób posiadających wyżej wymienioną umiejętność, szacunek i bynajmniej nie wypowiadam się o nich w ironicznym tonie. Być może dlatego, że sam bardzo długo obchodziłem szerokim łukiem nowelistykę polską i takowy dramat.

Do czasu. Udając się na coweekendowy wypad na giełdę staroci na Bronowicach Małych nie spodziewałem się, że odnajdę tomy, które w pewien sposób (mówię tu bez krzty przesady) odmienią moje postrzeganie kultury słowa i znacząco uzupełnią braki z czasów szkolnych. Gdyby nie zabójczo śmieszna cena 9 złotych,  nigdy nie nabyłbym by czterech tomów wydanych przez legendarny Państwowy Instytut Wydawniczy oraz Wydawnictwo Literackie. Dwa z nich zatytułowane są „Antologia dramatu” (PIW), dwa zaś to „Polska nowela współczesna”(WL). Książki wydane w dużym, 25 tysięcznym nakładzie, na cienkim papierze, klejone a nie szyte – wszystko wskazuje, że owe antologie były książkami „dla ludu” i raczej nie reprezentują obecnie wielkiej wartości antykwarycznej. Jednak to absolutnie nie przeszkadza w lekturze. Powiedziałbym nawet, że niewielki format i cienkie strony sprawiają, że książki są niezwykle poręczne i praktyczne; można ja bezproblemowo zapakować do małej damskiej torebki bądź kieszeni w dżinsach.

Pozwolę sobie na gorzką dygresję  - zawsze poszukując książek wzbraniałem się przed zakupem antologii, zbiorów, wyborów utworów różnych autorów w ramach jednego woluminu. Przyczyn jest wiele, na jedną z nich wskazał autor przedmowy do „Antologii dramatu” Jerzy Koenig, mówiąc o tym, że każde opracowanie zawierające utwory różnych autorów, zawsze będzie niekompletne i niedoskonałe, ponieważ nigdy nie jesteśmy w stanie stwierdzić, które dzieła i którym autorów są wystarczająco „godne” umieszczenia w danym zbiorze. Ja do tego dodam pewną sztuczność opracowań, w szczególności wyborów utworów, a uwzględniając najmocniej wszelkiej maści wybory wierszy. Dobry tomik poezji jest zawsze całością i jest rzeczą bardzo często trudno czytać jeden wiersz w oderwaniu od całości. Po trzecie zaś antologie bywają „złe”, ponieważ zawierając utwory poszczególnych autorów, w pewien sposób umniejszą ich indywidualnemu wysiłkowi na rzecz wrzucenia wszystkich do jednego wora przez wydawcę. (Podobnie jest ze składankami, w odniesieniu do albumów muzycznych, ale o tym napiszę kiedyś w przyszłości.)

Kończąc te dywagacje na temat słuszności czy niesłuszności wydawania antologii, stwierdzam z przekonaniem, że złamanie imperatywu dotyczącego nie kupowania antologii było z pewnością słusznym występkiem, który wyszedł mi na zdrowie. Wybór jest wyśmienity i chociaż obecnie utwory zarówno z tomu noweli jak i dramatów to szlagiery polskiej literatury, to jednak warto sobie je przypomnieć. Nawet jeśli były one kiedyś tam, dawno obecne w szkolnych podręcznikach, to dziś możemy odkryć ich nową świeżość. „Dwa teatry” Szaniawskiego, „Tango” Mrożka, „Kartoteka” mistrza Różewicza – jest to absolutna klasyka, której wstyd nie znać. Nowele Borowskiego, Nałkowskiej, Iwaszkiewicza i innych – mimo taka bardzo „szkolno” brzmiących nazwisk – to ciągle dobre utwory, wybitnych autorów, którzy ustanowili pewien wzorzec „poetyki” sztuki polskiej.

Kurcze, ale żeby  9 złotych? Coś niebywałego, nieprawdaż? Świetne wydawnictwa, rewelacyjni autorzy, mały format. I być może wydanie nie jest bibliofilskie, but who cares? Świetne książki, które na pewno nie zaśmiecają półek – ja wracam do nich często.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz