Po
zrobieniu małego researchu chciałem sprawdzić jakie były
okoliczności powstania tej płyty. Wiadomo było mi tylko tyle - Klenczon
opuścił Czerwone Gitary, które grały straszną popelinę (może
poza paroma sztosami z płyty "Rytm ziemi" Czerwone Gitary
to muzyczna bieda) i założył Trzy Korony, które miały grać
nowoczesną muzykę rockową. W ten sposób powstał jeden z
najbardziej tragicznych longów z historii polskiego rocka.
Co
to oznacza, że płyta jest tragiczna? I po co mi w tym celu
okoliczności powstania tego krążka? Tragiczna jest dlatego, bo ma
genialne momenty. Nafuzzowana gitara Klenczona, autentyczne darcie
mordy kopią prosto w jaja. Z drugiej zaś strony szansonista z tego
Krzysia i boi się, żeby nie zagalopować za daleko. Z tego wynikają
zupełnie niepotrzebne numery takie jak "Świecą gwiazdy
świecą" czy "Coś". Co jeszcze w tej płycie drażni
to strasznie infantylne teksty. W totalnym bangierze jaki jest
"Piosenka o niczym" tekst jest tak gówniany, że aż zęby
bolą.
Największy
mindfuck mam przy słuchaniu numeru "Nie przejdziemy do
historii". Noż kurwa mać. Fuzz+slide to jest niepowstrzymana siła. Liryka też daje radę.
Myślisz sobie - jebać Cream, jebać gigantów rocka. I nagle - bam!
- refren. "Spróbujmy chwycić w dłonie uciekający czas".
Infantylne i egzaltowane pierdoły w stylu Seweryna Krajewskiego, od
którego Klenczon właśnie po to odszedł, żeby ponapierdalać niszczą cały efekt.
I
taki właśnie jest cały album. Atakuje nas aplitudami, którego
najwyższym punktem jest świetny sound, świetne riffy, pulsujący,
żywy ogień, po to by dostać po mordzie uroczymi (w sensie, że gównianymi) miniaturkami, które
można by grać przy ognisku albo na festiwalu w Opolu. Ta płyta to
totalna schizofrenia, bo przy pierwszym odsłuchu kompletnie nie
wiedziałem o co chodzi. Czy Klenczon specjalnie nagrał płytę, gdzie naprzemian są bangiery ze szlagierami, czy ograniczył się
autocenzurą, czy też może wydawca stwierdził, że chce trochę
więcej czerwonogitarowej sraki by gwarantował sprzedażowy sukces? Niemniej, powstała płyta tak dobra,
że aż zła. Tej płyty nie lubię tak bardzo, że przynajmniej raz
w miesiącu wrzucam ją na talerz gramofonu. Oczywiście puszczając
tylko co lepsze numery, bo te są naprawdę dobre.
Krzysztof Klenczon i Trzy Korony
Same
Pronit SXL 0779
1971
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz