czwartek, 14 kwietnia 2016

Kucharczyk - BRAK

Kucharczyk, "BRAK", źródło: materiały promocyjne

Przeniknięcie do tego autotelicznego świata, który posługuje się zarówno muzycznymi metaforami, ale także wali prosto z mostu jest bolesne. Co więcej, myliłby się ten, kto uważa, że każdy kolejny odsłuch sprawi, że płyta ta stanie się jaśniejsza i bardziej klarowna. Tak się nie dzieje, a przesuwanie w stronę oswojenia "BRAKU" jest ciągle trudne - i przez to cały proces jest diablo fascynujący.

Nie ma zbyt wiele tak odważnych płyt, które posługując się uniwersalistycznym językiem wiksiarskiego techno byłyby zarazem tak hermetyczne. Nie ma także zbyt wiele płyt, które będąc tak przeraźliwie atencyjnymi były jednocześnie wyraźnie osobiste, a nawet introwertyczne. A taki jest "BRAK".

Przyznam szczerze, że już na samym początku płyta ta odrzucała mnie koszmarnym samplem z gatunku kraina łagodności, dalej zaś eksplorowała równie nieznośne sample wyciągnięte z biblioteki muzyki rozrywkowej. Ale na przeciwległym biegunie znajduje się także field recording, minimal techno i kwaśne syntezatory - prawdopodobnie jedne z lepiej zrobionych, jakie słyszałem w ostatnim czasie. Mimo, że plądrofonia pomaga w tworzeniu werbalnej narracji (którą wspomagają jak najbardziej sugestywne tytuły, których wieloznaczność pozwala nam w odnalezieniu się w konstelacji Kucharczykowych uczuć), to większość utworów zbudowana jest wokół agresywnego bitu - no chyba, że akurat nie jest agresywny, tak jak w "afroboter volta volta volta".

Nie wyobrażam sobie jednak jak można do "BRAKU" tańczyć. Słuchając tej płyty siedziałem w miejscu i czekałem w napięciu, co się zaraz wydarzy - łamanie struktur piosenek na "BRAKU" można porównać do przyjemności jakie daje łamanie kołem. Nerwowość skoków między kolejnymi motywami była tak absurdalna, że momentami czułem się jak na seansie horroru klasy C czytanego przez Tomasza Knapika. Wiele tu karykaturalnej sztampy, która przesunięta do swoich granic staje się czymś innym niż sztampą. Jednak, mimo całego humoru, trudno mi się pozbyć bolesnego odczucia, że w tej płycie jest coś więcej,  niż li tylko próba wyprowadzenia słuchacza z równowagi.

Trudno jest sformułować na temat tej eklektycznej i bardzo emocjonalnej płyty jakiś zgrabny recenzencki bon mot. Być może dlatego, że ciągle czuję, że jestem w drodze do zrozumienia tej płyty, której słucham obsesyjnie i ciągle. Ba, nie czuję na razie, że kiedykolwiek mi się to uda - dlatego też zdecydowałem się podzielić wrażeniami z "BRAKU" już teraz. Jestem zaskoczony i onieśmielony - i nie chodzi mi tylko i wyłącznie o wyraźnie słyszalny ogrom pracy jaki został włożony w tę płytę. Nie mam nawet ochoty pisać skąd pochodzi jaki sampel, jakie gatunki i style muzyczne są tu eksplorowane - nie jest to tutaj zbyt istotne, a wszystko, co ważne znajduje się w creditsach. Nie powiem także do czego ta płyta jest podobna - bo Kucharczyk jest po prostu podobny do innych Kucharczykowych dzieł.

Wiem, że mój komentarz jest niemy, zawiera masę okrągłych słów. Jednocześnie jest to komentarz bardzo osobisty, bo trudno jest mi mówić o tej płycie w ogólnych kategoriach i nie poczuwam się do tego, aby wmawiać komuś moje doświadczenie. Cieszę się, że to nie jest płyta techno - techno dobrze się słucha na dobrym soundsystemie, w klubie, z innymi ludźmi. Tu wokół szaleńczego rytmu, nieprzewidywalności rollercoastera, Kucharczyk opowiada o swoich lękach, nadziejach, poglądach, pokazuje muzykę, która mu się podoba i ta opowieść wciąga, pod warunkiem, że momentami zapominasz, że pędzisz w wagoniku, a ludzie wokół piszczą i rzygają. Ale to tylko momenty, bo rollercoaster jedzie dalej, jeden wątek przechodzi w drugi i nie wiesz, czy nagle nie zerwie się opowieść, czy też może nie zerwą się nity trzymające razem szyny kolejki.

Kucharczyk mówi tą płytą przede wszystkim jedno - mimo wszystko, wolno mi wszystko, mogę zrobić płytę jak chcę i przekazać to w sobie właściwy sposób. Jest to jeden z nielicznych dowodów na to, że bezkompromisowość może być wartością samą w sobie. Żyjąc w zawieszeniu, gdzie "wiem, już wszystko było", gdy umierają starzy idole, a nowi nie chcą im dorównać, gdzie ludzie są agresywni, a to dlatego, że nie ma słońca, postęp wyznaczany jest bardziej przez remiks i mielenie starego, niż tworzenie zupełnie nowego, a politycy, jak zawsze, to kurwy, można bez niepotrzebnej dydaktyki brnąć w swoim kierunku, pozostając ciągle luminarzem polskiej sceny niezależnej.

Kucharczyk
"BRAK"
Mik.Musik.!./BDTA
12 marca 2016




CZYTAJ TAKŻE RECENZJE RZECZY OD MIK.MUSIK.!.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz