O tym piszę - o Mazucie, Centralii, Gazawacie. Jest tu także Emma Zunz, o której tym razem nie piszę, ale rekomenduję, bo dobre. Źródło: własne. |
Zarówno w słuchaniu i pisaniu o muzyce, jak i w życiu w ogóle, chciałbym kierować się teorią sprawiedliwości Johna Rawlsa. W słuchaniu idealną sytuacją jest dla mnie gdy anonimowo otrzymuję lub kupuję white label, wydawnictwo zaledwie z nazwą, tytułami utworów, bez informacji promocyjnych, bez zgrabnych blurbów, bez listy płac. Oczywiście przedstawiona sytuacja to typ idealny, którego nie doświadczam zbyt często - niemniej wydaje mi się, że każde nieuzasadnione słowo, które towarzyszy muzyce mocno zawęża perspektywę odczuwania dźwięków. Niejednokrotnie zaś samo przeczytanie biogramu artysty zamieszczonego w materiałach promocyjnych i powielanego u recenzentów jest momentem, w którym zablokowana jest możliwość dalszego zapoznania się z dziełem.
Gdy mówimy o relacji słowa i muzyki rzadko zastanawiamy się nad takimi rzeczami jak werbalna otoczka, niekoniecznie artystyczna, dzieła. Raczej kierujemy myśli w stronę form piosenkowo-śpiewanych. Choć formy piosenkowo-śpiewane nie są moją domeną co do znawstwa, to jednak znam swoje preferencje co do ich słuchania. Dla higieny myśli prawie nie sięgam po piosenkę poetycką - bo poezja, nawet czasem i dobra, jest usprawiedliwieniem dla miernej muzyki. Nie sięgam po muzykę aktorską, gdzie teatralizacja wokalu może być ważniejsza od tekstu i muzyki. Niemal nie mam kontaktu z muzyką kabaretową i poza klasykami w postaci Anawy, Starszych Panów czy Ewy Demarczyk, kontaktu mieć nie chcę.
Zostawmy jednak piosenki na boku, bo nie mniej ciekawe są inne, mniej oczywiste wykorzystanie słowa w muzyce. Nie tak dawno rozpływałem się tym jak słowo zostało potraktowane u Kordiana Trudnego, który w "Dobrym pedofilu" tworzy słowno-dźwiękowe kolaże wykorzystując wielość możliwości leżących w plądrofonii, samplingu, budując metanarracje z wyłączonych ze swoich pierwotnych kontekstów słów. Utwory Kordiana są wieloznaczne, a poszczególne słowa zestawione ze sobą są tropami w wyszukiwania wielości sensów. W inną stronę kierują się zaś projekty, o których chciałem dziś napisać - Mazut, Centralia, Gazawat. Wykonawcy ci nie korzystają z poszukiwań tak bezczelnie i swobodnie jak Kordian Trudny. Zresztą funkcje słowa w poszukiwaniach projektów Pawła Starca i Michała Turowskiego są trochę inne.
"Eichwald" Mazutu, czyli duetu Starzec-Turowski jest prawie taki sam jak debiut - może oprócz tego, że znacząco lepiej brzmi, lepiej buja i lepiej smaży ucho w skwiercząco szumiącym nojzie i dosadnym electroclashu. Tam gdzie "jedynka" niedomagała, czyli w niektórych momentach gdy zrywany był taneczny trans, dwójka wręcz olśnienia. Jest to techno, momentami kojarzące się z Mono Junkiem ("Wahhabi Mision"). Choć jest tu mocno intensywnie i mroczno to jednak jest tu także masa niekoniecznie kojarzącego się z techno groove'u, w którym poszczególne uderzenia i basy skupiają się mocno i kumulują wokół regularnej stopy. Dosztukowane zostały także wszystkie nojzowe elementy, które nie podrażniają lekko, lecz, które wbijają się ostrymi szrapnelami w żywą kość ("Cargo 200").
Jednak o tej mrocznej i agresywnej stronie nie świadczy tylko bezlitosna monotonia uderzeń, ale także słowno-muzyczne skity znajdujące się na początku z każdego utworów oraz same tytuły utworów. Zazwyczaj jest tak, że wtręty z nagrań muzyczno-słownych starają się maskować miałkość samych nagrań. Erudycji artysty, wyrażającej się w cytatach, zapożyczeniach czy trawestacjach ciężko jest czasem szukać we właściwym kawałku twórczości. U Mazutu, podobnie jak u Centralii i Gazawacie, liczne cytaty, z jednej strony mogą nadawać techno-walcowi jakiś sens, wprowadzić element refleksji do momentu zabawy, a może nawet wyrażać określony światopogląd. Być może w obszernym cytowaniu nie ma radykalizmu znanego z tegorocznego "Braku" Wojciecha Kucharczyka, ale doprawdy zdziwiłem się konkretnie zasłyszawszy obszerny fragment wykładu Przemysława Witkowskiego o aborcji, który otwiera nagraną na żywo "Warszawę". Sampel ten z każdą kolejną minutą (sic!) irytował coraz bardziej, aż do gładkiego wprowadzenia w bit. Zresztą prowadzenie obszernych utworów przez Mazut ma sporo z muzyki improwizacyjnej, która rozpoczyna się zazwyczaj od delikatnego badania dźwiękowego terenu, aż do kulminacji szału, niekoniecznie zrytmizowanych szumów, atmosfery tak gęstej, że nie ma tu miejsca dla żadnych długich dźwięków, ani rozpędzonego pogłosu. Z innej zaś strony sample w Mazucie pojawiają się czasem tylko po to, by zostały zagłuszone, a być może wykpione przez hałas. Tak odebrałem nagrany na żywo "Erwachet!" znajdujący się w limitowanym wydaniu płyty "Eichwald", gdzie nagrania z pisma "Strażnica" traktujące o leczeniu chorób za pomocą modlitwy zglanowane zostały przeraźliwym piskiem sprzężenia.
W Pawle i Michale muszą tkwić naprawdę trudne emocje, skoro ich wspólnymi zainteresowaniami jest usilna próba tworzenia dźwiękowych wyobrażeń historii zbrodni, zdrady i kłamstwa, które opowiadają się poprzez niepokojące sample. A być może doszukuję się w ich twórczości/twórczościach zbyt wiele, może to tylko fascynacja, ta sama, która zachęca wesołych i pogodnych chłopaków do słuchania turpistycznego nojzu i brudnego metalu. Słuchając Mazutu i jego sampli nie mam jednak wrażenia, jakby sample miały usprawiedliwiać kiepską muzykę. Tym bardziej, że na "Eichwaldzie" słychać dosyć neutralne skity, jak te zgrane z taśm z niemieckimi szlagierami (choć być może jest tu nawiązanie do starego stereotypu, że powinno się zakazać Niemcom wspólnego śpiewu), z nagraniem błogosławieństwa udzielanego w czasie mszy w "Mit Gottes Hilfe" (tu przypomniał mi się numer Krzycz "Free your mind... destroy your soul", który korzystał w podobnego openera).
Mazut to wynik odpowiedniej relacji, a solowe projekty Pawła i Michała to z pewnością nie można rozpatrywać jako dwóch połówek Mazutu. Granie w duecie wyzwala w bohaterach dzisiejszego tekstu masę agresji i dosłowności, podczas gdy Gazawat i Centralia są znacznie bardziej introwertyczne. Pierwszy materiał Pawła, "Discipline" opierając się na bardzo prostych środkach technicznych oraz, a jakże, sugestywnych samplach, tworzył suchy, odtłuszczony obraz szarej rzeczywistości. Najnowsza taśma Centralii pt. "Prijedor" zabiera nas w podróż, której odbyć nie bardzo chcemy. Łącząc swoje fascynacje, podróże, doświadczenia i lektury dotyczące historii Bałkan z lat '90 Centralia prezentuje koncept album, którego poszczególne utwory wyznaczają miejsca na mapie Bośni naznaczone wojną, ludobójstwem, obozami zagłady. Sample budują dramaturgię utworów opartych na suchotniczym rytmie i szumach, a słuchanie samej muzyki musi być przerywane przez ukradkowe sprawdzanie znaczeń tytułów utworów na Wikipedii. Brak tu regularnej stopy, w zasadzie kategoria braku jest tu bardzo istotna, bo między bitem, a odległym szumem jest masa martwej i statycznej przestrzeni, tak samo nieludzkiej, co niedostępnej.
Michał Turowski, ze swoim projektem Gazawat, tematycznie także eksploruje temat wojny i z Pawłem Starcem wspólnie oraz osobno zagłębiają się w duchologii niemającej zbyt wiele wspólnego z przaśnymi widokówkami z Ciechocinka i Bełchatowa. Gazawat, to nie tylko dżihad po czeczeńsku, ale także tytuł tygodnika wydawanego w czasie II wojny światowej pod kontrolą Niemców, którego hasło to "Allah nad nami, Hitler z nami". Już sama ta informacja wzbudza dreszcz, a co dopiero muzyka Michała, która wykorzystuje samplowane powidoki wojen czeczeńskich. Twórczość ta zanurzona jest w modulowanym szumie, niemal pozbawiona beatu, powolna, konsekwentna. Wchodzenie w nagrania Gazawatu to proces trudny, każda kolejna sekunda z Gazawatem to jakby chwila spędzona w prasie hydraulicznej, która powoli i skrupulatnie zgniata wszystko co pod nią. Gazawat, podobnie zresztą jak Centralia jest śmiertelnie poważny, wyraża ponowne odkrywanie okrutnej prawdy i obrazów, które widziało się kiedyś bezrefleksyjnie w wieku paru lat w kineskopie, w domu swoich rodziców.
Wykorzystanie sampli przez Mazut, Centralię i Gazawat ma w sobie coś z grzebania w śmietniku rzeczy wypieranych i zapominanych. Jednak cytowane fragmenty pojawiające się często w utworach tych projektów nie ma sobie nic z próby nobilitacji własnego dzieła muzycznego i grzania się w blasku innych. Wykorzystanie fragmentów audiobooków, nagrań wykładów, rozmów, wywiadów nie ma także na celu ukazania erudycji twórców, którzy potrafią odnajdywać się w tekstach kultury - tym bardziej, że sample dotyczą w najlepszym wypadku żałosnych elementów cywilizacji, o których nikt rozsądny nie chciałby pamiętać. Więc jeśli mamy tu odnajdywanie się w tekstach kultury to jest to kultura w rozumieniu antropologicznym, w którym powszechnikiem stają się brutalne relacje władzy, a jej finalnym i najbardziej trwałym produktem są toksyczne odpady niepoddające się recyklingowi.
CZYTAJ TAKŻE RECENZJE:
CENTRALIA, "Discipline"
MAZUT, "I"
KORDIAN TRUDNY, "Dobry pedofil"
MUTANT GOAT, "Yonder"
"Eichwald" Mazutu, czyli duetu Starzec-Turowski jest prawie taki sam jak debiut - może oprócz tego, że znacząco lepiej brzmi, lepiej buja i lepiej smaży ucho w skwiercząco szumiącym nojzie i dosadnym electroclashu. Tam gdzie "jedynka" niedomagała, czyli w niektórych momentach gdy zrywany był taneczny trans, dwójka wręcz olśnienia. Jest to techno, momentami kojarzące się z Mono Junkiem ("Wahhabi Mision"). Choć jest tu mocno intensywnie i mroczno to jednak jest tu także masa niekoniecznie kojarzącego się z techno groove'u, w którym poszczególne uderzenia i basy skupiają się mocno i kumulują wokół regularnej stopy. Dosztukowane zostały także wszystkie nojzowe elementy, które nie podrażniają lekko, lecz, które wbijają się ostrymi szrapnelami w żywą kość ("Cargo 200").
Jednak o tej mrocznej i agresywnej stronie nie świadczy tylko bezlitosna monotonia uderzeń, ale także słowno-muzyczne skity znajdujące się na początku z każdego utworów oraz same tytuły utworów. Zazwyczaj jest tak, że wtręty z nagrań muzyczno-słownych starają się maskować miałkość samych nagrań. Erudycji artysty, wyrażającej się w cytatach, zapożyczeniach czy trawestacjach ciężko jest czasem szukać we właściwym kawałku twórczości. U Mazutu, podobnie jak u Centralii i Gazawacie, liczne cytaty, z jednej strony mogą nadawać techno-walcowi jakiś sens, wprowadzić element refleksji do momentu zabawy, a może nawet wyrażać określony światopogląd. Być może w obszernym cytowaniu nie ma radykalizmu znanego z tegorocznego "Braku" Wojciecha Kucharczyka, ale doprawdy zdziwiłem się konkretnie zasłyszawszy obszerny fragment wykładu Przemysława Witkowskiego o aborcji, który otwiera nagraną na żywo "Warszawę". Sampel ten z każdą kolejną minutą (sic!) irytował coraz bardziej, aż do gładkiego wprowadzenia w bit. Zresztą prowadzenie obszernych utworów przez Mazut ma sporo z muzyki improwizacyjnej, która rozpoczyna się zazwyczaj od delikatnego badania dźwiękowego terenu, aż do kulminacji szału, niekoniecznie zrytmizowanych szumów, atmosfery tak gęstej, że nie ma tu miejsca dla żadnych długich dźwięków, ani rozpędzonego pogłosu. Z innej zaś strony sample w Mazucie pojawiają się czasem tylko po to, by zostały zagłuszone, a być może wykpione przez hałas. Tak odebrałem nagrany na żywo "Erwachet!" znajdujący się w limitowanym wydaniu płyty "Eichwald", gdzie nagrania z pisma "Strażnica" traktujące o leczeniu chorób za pomocą modlitwy zglanowane zostały przeraźliwym piskiem sprzężenia.
W Pawle i Michale muszą tkwić naprawdę trudne emocje, skoro ich wspólnymi zainteresowaniami jest usilna próba tworzenia dźwiękowych wyobrażeń historii zbrodni, zdrady i kłamstwa, które opowiadają się poprzez niepokojące sample. A być może doszukuję się w ich twórczości/twórczościach zbyt wiele, może to tylko fascynacja, ta sama, która zachęca wesołych i pogodnych chłopaków do słuchania turpistycznego nojzu i brudnego metalu. Słuchając Mazutu i jego sampli nie mam jednak wrażenia, jakby sample miały usprawiedliwiać kiepską muzykę. Tym bardziej, że na "Eichwaldzie" słychać dosyć neutralne skity, jak te zgrane z taśm z niemieckimi szlagierami (choć być może jest tu nawiązanie do starego stereotypu, że powinno się zakazać Niemcom wspólnego śpiewu), z nagraniem błogosławieństwa udzielanego w czasie mszy w "Mit Gottes Hilfe" (tu przypomniał mi się numer Krzycz "Free your mind... destroy your soul", który korzystał w podobnego openera).
Mazut to wynik odpowiedniej relacji, a solowe projekty Pawła i Michała to z pewnością nie można rozpatrywać jako dwóch połówek Mazutu. Granie w duecie wyzwala w bohaterach dzisiejszego tekstu masę agresji i dosłowności, podczas gdy Gazawat i Centralia są znacznie bardziej introwertyczne. Pierwszy materiał Pawła, "Discipline" opierając się na bardzo prostych środkach technicznych oraz, a jakże, sugestywnych samplach, tworzył suchy, odtłuszczony obraz szarej rzeczywistości. Najnowsza taśma Centralii pt. "Prijedor" zabiera nas w podróż, której odbyć nie bardzo chcemy. Łącząc swoje fascynacje, podróże, doświadczenia i lektury dotyczące historii Bałkan z lat '90 Centralia prezentuje koncept album, którego poszczególne utwory wyznaczają miejsca na mapie Bośni naznaczone wojną, ludobójstwem, obozami zagłady. Sample budują dramaturgię utworów opartych na suchotniczym rytmie i szumach, a słuchanie samej muzyki musi być przerywane przez ukradkowe sprawdzanie znaczeń tytułów utworów na Wikipedii. Brak tu regularnej stopy, w zasadzie kategoria braku jest tu bardzo istotna, bo między bitem, a odległym szumem jest masa martwej i statycznej przestrzeni, tak samo nieludzkiej, co niedostępnej.
Michał Turowski, ze swoim projektem Gazawat, tematycznie także eksploruje temat wojny i z Pawłem Starcem wspólnie oraz osobno zagłębiają się w duchologii niemającej zbyt wiele wspólnego z przaśnymi widokówkami z Ciechocinka i Bełchatowa. Gazawat, to nie tylko dżihad po czeczeńsku, ale także tytuł tygodnika wydawanego w czasie II wojny światowej pod kontrolą Niemców, którego hasło to "Allah nad nami, Hitler z nami". Już sama ta informacja wzbudza dreszcz, a co dopiero muzyka Michała, która wykorzystuje samplowane powidoki wojen czeczeńskich. Twórczość ta zanurzona jest w modulowanym szumie, niemal pozbawiona beatu, powolna, konsekwentna. Wchodzenie w nagrania Gazawatu to proces trudny, każda kolejna sekunda z Gazawatem to jakby chwila spędzona w prasie hydraulicznej, która powoli i skrupulatnie zgniata wszystko co pod nią. Gazawat, podobnie zresztą jak Centralia jest śmiertelnie poważny, wyraża ponowne odkrywanie okrutnej prawdy i obrazów, które widziało się kiedyś bezrefleksyjnie w wieku paru lat w kineskopie, w domu swoich rodziców.
Wykorzystanie sampli przez Mazut, Centralię i Gazawat ma w sobie coś z grzebania w śmietniku rzeczy wypieranych i zapominanych. Jednak cytowane fragmenty pojawiające się często w utworach tych projektów nie ma sobie nic z próby nobilitacji własnego dzieła muzycznego i grzania się w blasku innych. Wykorzystanie fragmentów audiobooków, nagrań wykładów, rozmów, wywiadów nie ma także na celu ukazania erudycji twórców, którzy potrafią odnajdywać się w tekstach kultury - tym bardziej, że sample dotyczą w najlepszym wypadku żałosnych elementów cywilizacji, o których nikt rozsądny nie chciałby pamiętać. Więc jeśli mamy tu odnajdywanie się w tekstach kultury to jest to kultura w rozumieniu antropologicznym, w którym powszechnikiem stają się brutalne relacje władzy, a jej finalnym i najbardziej trwałym produktem są toksyczne odpady niepoddające się recyklingowi.
CZYTAJ TAKŻE RECENZJE:
CENTRALIA, "Discipline"
MAZUT, "I"
KORDIAN TRUDNY, "Dobry pedofil"
MUTANT GOAT, "Yonder"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz