Guiding Lights i Test Prints, źródło: własne. |
Od razu poznałem wszystkie cechy charakterystyczne koncertów rockowych: jest za głośno, panuje nieznośny tłok, zespół gra gorzej niż na płycie, wykonuje inne utwory niż byśmy sobie życzyli, jego członkowie wydają się jacyś tacy dziwnie zmęczeni i nieobecni, a wokalista – choćby i dobry – nie radzi sobie z repertuarem. Ale zasadniczo uznałem, że granie na gitarze byłoby czymś fajnym.
To Bartek Chaciński o swoich wrażeniach z występu Lady Punk, której opis znajduje się w recenzji płyty Stanisława Soyki. Cytat ten w trafny sposób odnosi się do New Ways to Feel Bad. Osobiście na koncerty chodzę rzadko, więc wymyślam na rzecz swojej recenzji następującego protagonistę, który żywi kolejne uczucia i znajduje się w takiej oto sytuacji:
Boazeria lepi się od potu i brudu tłumu, podłoga lepi się od piwa i wyślinionych petów. Pod sufitem unosi się siwa stróżka dymu ledwo przenikana przez światła przegrzanego kolorofonu. Migające ogniki pozwalają zauważyć skraplającą się na suficie parę wodną wyrzucaną z każdym oddechem sobotniego tłumu. Krople wody opadają na gorące głowy i z sykiem unosi się do góry z powrotem. Tak samo, jak ci ludzie, musiał czuć się Jonasz w brzuchu ryby. Lokal ten to swego rodzaju zbiorowy, Fremeński filtrfrak - co w przyrodzie to nie zginie. X przyszedł z kolegami, bo nie wypada chodzić samemu, a koledzy zaczęli kolegować się z innymi, co dla X było nie do zniesienia. Stojąc przy barze przepraszająco zaczął przeglądać telefon, udając, że z kimś pisze, udając, że ktoś pisze do niego. Oprócz udawania dławił w gardle wstręt gorzkiego beczkowanego, próbował także, bez powodzenia, znaleźć jakąś treść na wallu. Jedyne co zrobił, to zesłał znajomą szmulę z fejsa do limba stosując dwa triki - wcisnął przyciski "otrzymywanie powiadomień wyłączone" oraz "dalsi znajomi". Zaczął zastanawiać się nad okrucieństwem Toy Story i tragizmem Buzza Astrala. Pomyślałby coś więcej gdyby nie brzęczenie i łomot dobywające się od strony sceny. Bodziec ten okazał się kolejnym sprzyjającym skojarzeniom - przypomniał sobie teledysk do Dirty Boots Sonic Youth - popatrzył w dal, szukając dziewczyny w koszulce Nirvany - jak już zobaczył dziewczynę, to miała ona wymyślny top, jak to się w ogóle składa, jak to można w ogóle prasować? Parę szczegółów by się zgadzało - jęczące wokale i proste gitary to koincydencja, przecież czytał blurba, który mówił, że to granie podobne do Pixies - dzięki Bogu za blurby, które wyzwalają nas z jarzma name checkingu, dzięki Bogu za paralele do zagranicznego zespołu, to konstytuuje bytność lokalnego bandu - to flashbacki lat '90. Tak, X znał ten band, także z poprzedniego wcielenia - poza dwu trzecią składu zmieniło się niewiele, nawet dziewczyna gra na basie i tu i tu. No może piosenki teraz są szybsze, brzmienie bardziej ziemiste, drugi wokal wokalistki bardziej rozchwiany, a perkusista gra trochę szybciej. W ogóle tu jakby była straszna trema zespołu - kiedyś ten sam band, choć jednak z trochę innym składem osobowym grał jakby spokojniej i swobodniej - teraz jakaś spina przeszywa trio, grają jakby szybciej niż zakładali. X przypomniał sobie momentalnie program Sound of the Suburbs, gdzie prezentowane byli artyści z Wysp, a ujęcia bardzo często pokazywały nieobrobione głębiej live'y tychże - nadawało to nawet najbardziej generycznemu brit popowemu popierdywaniu fajnej, punkowej surowizny.
Nie ma dziewczyny w koszulce Nirvany, więc pomyślmy inny teledysk o braniu udziału w tłumie - Communards i i Don't Leave Me This Way. Miłość to miłość - przepił myśl X, zbił niepodziewaną piątkę i przytulił na chwilę w brofiście wesołka znanego od podstawówki. Gdyby choć te piosenki były cokolwiek zaaranżowane jak u Richarda Colesa, gdyby liderowi bandu chciało się choć raz przycisnąć falsetem - może byłoby w tym coś więcej niż knajpiany, koledżowo - garażowy muzak. Pogłos na intensywnej gitarze albo na szeptanym wokalu - zapomnij, tu niemal gołe gitary idą prosto we wzmacniacze, tak prosto mogłaby zagrać nawet małpa albo Jacek Kaczmarski, pomyślał X, a myśl ta nie spodobała mu się, bo głupia i prymitywna. X pomyślał także - nawet ja mógłbym tak zagrać (ale z jakichś powodów tak nie gram - tutaj tak, od pierwszej inkarnacji zespołu, chyba nie grał nikt), ale nie mógłbym tego śpiewać. Już wystarczy, że wszędzie X słyszał refren Zenka (Zeke, skojarzył - fajna grupa, dobrze napierdalają) Martyniuka:
Nie ma dziewczyny w koszulce Nirvany, więc pomyślmy inny teledysk o braniu udziału w tłumie - Communards i i Don't Leave Me This Way. Miłość to miłość - przepił myśl X, zbił niepodziewaną piątkę i przytulił na chwilę w brofiście wesołka znanego od podstawówki. Gdyby choć te piosenki były cokolwiek zaaranżowane jak u Richarda Colesa, gdyby liderowi bandu chciało się choć raz przycisnąć falsetem - może byłoby w tym coś więcej niż knajpiany, koledżowo - garażowy muzak. Pogłos na intensywnej gitarze albo na szeptanym wokalu - zapomnij, tu niemal gołe gitary idą prosto we wzmacniacze, tak prosto mogłaby zagrać nawet małpa albo Jacek Kaczmarski, pomyślał X, a myśl ta nie spodobała mu się, bo głupia i prymitywna. X pomyślał także - nawet ja mógłbym tak zagrać (ale z jakichś powodów tak nie gram - tutaj tak, od pierwszej inkarnacji zespołu, chyba nie grał nikt), ale nie mógłbym tego śpiewać. Już wystarczy, że wszędzie X słyszał refren Zenka (Zeke, skojarzył - fajna grupa, dobrze napierdalają) Martyniuka:
Przez twe oczy, zielone, zielone
OSZALAŁEEEEEM!
X nie lubił estetyzacji smutku, a tym bardziej schorzeń ducha i umysłu, najgorzej zaś gdy jesteś z dupy rozdarty przez pożądanie. Gdy dziewczyna z zespołu nuci chyba najbardziej pamiętliwy z całego seta Everything goes wrong wstrząsa nim dreszcz - katharsis, przeciąg, czy ki chuj? Zresztą i tak X uważał, że takie mało złożonej muzyce najbardziej sprzyja jakaś singlowa forma. Kiedy skończył się już ten album, to medley złożone z paru akordów (folk to czy, co) na temat tego, że smutek, śmierć, przerażenie, wstyd i wstręt zespół zszedł ze sceny, nie zauważywszy w zasadzie swojego zejścia, wtłoczył się tłum, wypił piwo z karnetu na napoje dla zespołów. Czy sposobem na poczucie się źle, jest zaprezentowanie gorszej wersji siebie?
Guiding Lights
"New Ways to Feel Bad"
12 marca 2017
Guiding Lights
"New Ways to Feel Bad"
12 marca 2017
CZYTAJ TAKŻE RECENZJĘ:
ŁUKASZ CISZAK, "THE LOCKED ROOM"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz