wtorek, 28 marca 2017

GUIDING LIGHTS - New Ways to Feel Bad


Guiding Lights i Test Prints, źródło: własne.

Od razu poznałem wszystkie cechy charakterystyczne koncertów rockowych: jest za głośno, panuje nieznośny tłok, zespół gra gorzej niż na płycie, wykonuje inne utwory niż byśmy sobie życzyli, jego członkowie wydają się jacyś tacy dziwnie zmęczeni i nieobecni, a wokalista – choćby i dobry – nie radzi sobie z repertuarem. Ale zasadniczo uznałem, że granie na gitarze byłoby czymś fajnym.
To Bartek Chaciński o swoich wrażeniach z występu Lady Punk, której opis znajduje się w recenzji płyty Stanisława Soyki. Cytat ten w trafny sposób odnosi się do New Ways to Feel Bad. Osobiście na koncerty chodzę rzadko, więc wymyślam na rzecz swojej recenzji następującego protagonistę, który żywi kolejne uczucia i znajduje się w takiej oto sytuacji:

Boazeria lepi się od potu i brudu tłumu, podłoga lepi się od piwa i wyślinionych petów. Pod sufitem unosi się siwa stróżka dymu ledwo przenikana przez światła przegrzanego kolorofonu. Migające ogniki pozwalają zauważyć skraplającą się na suficie parę wodną wyrzucaną z każdym oddechem sobotniego tłumu. Krople wody opadają na gorące głowy i z sykiem unosi się do góry z powrotem. Tak samo, jak ci ludzie, musiał czuć się Jonasz w brzuchu ryby. Lokal ten to swego rodzaju zbiorowy, Fremeński filtrfrak - co w przyrodzie to nie zginie. X przyszedł z kolegami, bo nie wypada chodzić samemu, a koledzy zaczęli kolegować się z innymi, co dla X było nie do zniesienia. Stojąc przy barze przepraszająco zaczął przeglądać telefon, udając, że z kimś pisze, udając, że ktoś pisze do niego. Oprócz udawania dławił w gardle wstręt gorzkiego beczkowanego, próbował także, bez powodzenia, znaleźć jakąś treść na wallu. Jedyne co zrobił, to zesłał znajomą szmulę z fejsa do limba stosując dwa triki - wcisnął przyciski "otrzymywanie powiadomień wyłączone" oraz "dalsi znajomi". Zaczął zastanawiać się nad okrucieństwem Toy Story i tragizmem Buzza Astrala. Pomyślałby coś więcej gdyby nie brzęczenie i łomot dobywające się od strony sceny. Bodziec ten okazał się kolejnym sprzyjającym skojarzeniom - przypomniał sobie teledysk do Dirty Boots Sonic Youth - popatrzył w dal, szukając dziewczyny w koszulce Nirvany - jak już zobaczył dziewczynę, to miała ona wymyślny top, jak to się w ogóle składa, jak to można w ogóle prasować? Parę szczegółów by się zgadzało - jęczące wokale i proste gitary to koincydencja, przecież czytał blurba, który mówił, że to granie podobne do Pixies - dzięki Bogu za blurby, które wyzwalają nas z jarzma name checkingu, dzięki Bogu za paralele do zagranicznego zespołu, to konstytuuje bytność lokalnego bandu - to flashbacki lat '90. Tak, X znał ten band, także z poprzedniego wcielenia - poza dwu trzecią składu zmieniło się niewiele, nawet dziewczyna gra na basie i tu i tu. No może piosenki teraz są szybsze, brzmienie bardziej ziemiste, drugi wokal wokalistki bardziej rozchwiany, a perkusista gra trochę szybciej. W ogóle tu jakby była straszna trema zespołu - kiedyś ten sam band, choć jednak z trochę innym składem osobowym grał jakby spokojniej i swobodniej - teraz jakaś spina przeszywa trio, grają jakby szybciej niż zakładali. X przypomniał sobie momentalnie program Sound of the Suburbs, gdzie prezentowane byli artyści z Wysp, a ujęcia bardzo często pokazywały nieobrobione głębiej live'y tychże - nadawało to nawet najbardziej generycznemu brit popowemu popierdywaniu fajnej, punkowej surowizny.

Nie ma dziewczyny w koszulce Nirvany, więc pomyślmy inny teledysk o braniu udziału w tłumie - Communards i i Don't Leave Me This Way. Miłość to miłość - przepił myśl X, zbił niepodziewaną piątkę i przytulił na chwilę w brofiście wesołka znanego od podstawówki. Gdyby choć te piosenki były cokolwiek zaaranżowane jak u Richarda Colesa, gdyby liderowi bandu chciało się choć raz przycisnąć falsetem - może byłoby w tym coś więcej niż knajpiany, koledżowo - garażowy muzak. Pogłos na intensywnej gitarze albo na szeptanym wokalu - zapomnij, tu niemal gołe gitary idą prosto we wzmacniacze, tak prosto mogłaby zagrać nawet małpa albo Jacek Kaczmarski, pomyślał X, a myśl ta nie spodobała mu się, bo głupia i prymitywna. X pomyślał także - nawet ja mógłbym tak zagrać (ale z jakichś powodów tak nie gram - tutaj tak, od pierwszej inkarnacji zespołu, chyba nie grał nikt), ale nie mógłbym tego śpiewać. Już wystarczy, że wszędzie X słyszał refren Zenka (Zeke, skojarzył - fajna grupa, dobrze napierdalają) Martyniuka:
Przez twe oczy, zielone, zielone
OSZALAŁEEEEEM!
X nie lubił estetyzacji smutku, a tym bardziej schorzeń ducha i umysłu, najgorzej zaś gdy jesteś z dupy rozdarty przez pożądanie. Gdy dziewczyna z zespołu nuci chyba najbardziej pamiętliwy z całego seta  Everything goes wrong wstrząsa nim dreszcz - katharsis, przeciąg, czy ki chuj? Zresztą i tak X uważał, że takie mało złożonej muzyce najbardziej sprzyja jakaś singlowa forma. Kiedy skończył się już ten album, to medley złożone z paru akordów (folk to czy, co) na temat tego, że smutek, śmierć, przerażenie, wstyd i wstręt zespół zszedł ze sceny, nie zauważywszy w zasadzie swojego zejścia, wtłoczył się tłum, wypił piwo z karnetu na napoje dla zespołów. Czy sposobem na poczucie się źle, jest zaprezentowanie gorszej wersji siebie?

Guiding Lights 
"New Ways to Feel Bad"
12 marca 2017
 



CZYTAJ TAKŻE RECENZJĘ:
ŁUKASZ CISZAK, "THE LOCKED ROOM"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz