niedziela, 28 września 2014

Relacja z One Louder niby-fest II

Moją świecką tradycją jest zrywanie plakatów
po koncercie po to, by sobie je mieć jako
trofea w domu.
Właśnie wróciłem na swoją dziedzinę z wydarzenia, które miało mną wstrząsnąć. Zawczasu zaspojleruję - wstrząsnęło. Głupio powiedzieć - jestem zadowolony, lecz ten skromny opis stanu mej temporalnej świadomości znaczy naprawdę wiele.

Impreza z 27 września, która odbyła się w krakowskiej Alchemii intrygowała mnie od początku. Odkąd na stronie organizatora, czyli wytwórni Instant Classic pojawiła sie informacja, że gwiazdy, któe wydają u nich muzykę wystąpią podczas jednodniowego festu już wtedy postanowiłem, że nawet w ciemno kupię bilety. 

Line-up nie zawiódł. Po kolei występowali Artur Rumiński, X-Navi:Et, Stara Rzeka i zwieńczenie czyli wspólny występ wszystkich wyżej wymienionych wykonawców wraz z zespołem Thaw w ramach jednorazego projektu Thaw Ensemble))). Warto już teraz to powiedzieć - występy były bardzo spójne pod względem stylistycznym, choć zupełnie różne artystycznie. Co tu dużo gadać - dominowały dronowe i noisowe klimaty. Zresztą klasyfikacje nie mają tutaj znaczenia, bo wszystko było na swój sposób doskonałe.

Artur Rumiński grający w Thaw rozpoczął imprezę. Półgodzinny występ to melancholijne wydobywanie dźwięków z gitary sprzężonej z syntezatorami i samplerami. Dźwięki z początku łagodne i kojące nawartstwiały się w coraz bardziej gęste formy. Występ okazał się być świetną przekąską dla następnych cudów. X-Navi:Et (niech mi ktoś powie jak się to czyta - błagam) wyrywa nas z melancholijnego nastroju po czym wrzuca nas w okrutny żywioł. Słyszałem w nim burzę, gradobicie, wojnę, spadające w ciemność kamienie. Muzyka ta nie dała nawet cienia nadziei - na One Louder niby-fest zostaliśmy sprowadzeni na pewną śmierć. Muzyka X-NaVI:et sukcesywnie oddzielała ciało od kości, zgniatała w rozżarzony imadle czaszki tak iż nie było widać siniaków. Koniec występu to nie tylko ulga po torturach - lecz emocje, które pozostają w pamięci na długo.

Na występ Starej Rzeki czekałem z niecierpliwością. Głównie z powodu, że Kuba Ziółek ma tyle samo zwolenników jak i przeciwników. Ci ostatni złośliwcy kpią sobie z niego, że stał się gwiazdorem. Ja w tym nie widzę nic złego, bo kimś na rodzaj idola jest i zasłużył na to zupełnie. Kontrapunktem dla przygnębiającej i tajemniczej atmosfery sampli i dźwięków generowanych przez syntezatory był przetworzony i delikatny śpiew oraz raczej nieudziwnione brzmienie gitar akustycznych. Sprawność z jaką Ziółek tworzył kolejne ścieżki gitary i obsługiwał elektronikę była doprawdy zdumiewająca. Występ zaliczam do niezwykle udanych i różnorodnych. 

A teraz Thaw Ensemble))) jako zwieńczenie wieczoru. Thaw Ensemble))) to Thaw + wszyscy poprzednio występujący muzycy. Nie ukrywam - na ten występ oczekiwałem najbardziej. Thaw widziałem wcześniej raz podczas koncertu z Morowe i Mord'A'Stigmatą. Wówczas zespół zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Ściana dronów o nieludzkich częstotliwości miała wówczas wywoływać wymioty. Wymiatanie metalowe i darcie ryja wtedy stanowiły większą część koncertu. Wczoraj było inaczej. Było więcej muzyki z najnowszej płyty, która ma premierą 10 października. Było więcej surowego dronu. Poprzednie występy skrzyły się wieloma kolorami. Muzyka Thaw to surowe i prymitywne granie wyniosione wprost z wnętrza Ziemi. Monotonne i proste dudnienie, ascetyczne kompozycje mogły doprowadzić niejednego trzeźwego do solidnego tripu. Zakapturzeni muzycy Thaw byli jak hajerzy z Germinala Zoli - wbrew niszczącemu zdrowie i życie taranowi dźwięków robili swoje, uodpornieni na wszelkie razy zadawane przez bolesne decybele. Kreatury z "właściwego" Thaw nic sobie nie robiły z potwornego hałasu sprzężeń i rzężeń. Kuba Ziółek i Rafał Iwański zatykali na scenie uszy. Najbardziej ten ostatni - nie robił nic li tylko kulił się na scenie włożywszy palce do uszu. 

Podsumowawszy: muzyka, której doświadczyłem była bardzo introwertyczna. Dało się to też odczuć w publiczności, która z entuzjazmem powstrzymywała się do zakończenia każdego z występów. Podczas występów indywidualnych Rumińskiego, Iwańskiego i Ziółka ludzie siadali lub kładli się na parkiecie i zamykali oczy. Dopiero przy Thaw Ensemble))) wszyscy powstali na baczność. Niezależnie od pozycji słuchacze pozwalali na to, aby muzyka ich bez reszty pochłonęła. Nie doszukiwali się jej sensu, bo morału z tej muzyki nie było żadnej. Były silne emocje, których logiką rozum nie pojmie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz